Rozmawiałam kiedyś z pewną Oświeconą o tym, dlaczego współczesne młode kobiety nadal ślepo brną w macierzyńskie wzorce swoich matek i teściowych.
Dlaczego – oczytane, błyskotliwe i wykształcone dają się wciskać w żelazny gorset bycia kurą domową (chociaż raczej powinnam chyba rzec nie „gorset” a „rozczłapane pantofle domowe”).
Dlaczego siadają przy dziecku na brzegu piaskownicy na rok, dwa, na pięć i sypią babkę za babką i wprawiają huśtawkę w ruch z myślą, że ich własne życie wisi teraz na kołku. Że żyją cudzy scenariusz.
Dlaczego gotują pożywne obiadki ze łzami, za to z produktów eko i wielodaniowe.
Dlaczego te niezamężne (ale i nie samotne) czerwienieją przy rodzinnym rosole na pytanie o to, kiedy ślub i kiedy wnuk.
Doszłyśmy wtedy, w czasie rozmowy z Oświeconą, do wniosku, że nie ma surowszych sędziów, niż kobiety dla kobiet.
Nic tak nie deprymuje, jak mimochodem rzucona przez własną matkę uwaga, że ona, matka, się nie spodziewała natknąć u córki na obiad podgrzany w kuchence mikrofalowej. Bohaterskie te, które odważą się bronić, że:
- Ależ mamo, pracowałam dzisiaj dziesięć godzin poza domem!
I cóż bardziej motywującego od najbliższej przyjaciółki wypytującej o szczegóły tego, czym karmisz niemowlę. Jeżeli ona karmi/karmiła piersią a ty butelką, skrytykuje cię za pochopną rezygnację z cennych przeciwciał i unikatowej więzi, jaka łączy matkę i wiszącą jej u piersi istotę. Jeżeli jest na odwrót, wyśmieje cię, że dajesz się laktacyjnie terroryzować.
Feministki spierają się, która ma dłuższego i bardziej radykalne poglądy.
Kobiety domowe półgębkiem forsują wśród koleżanek swoją, słuszniejszą teorię gotowania pierogów.
A każda najchętniej słucha własnego głosu. Każda chce być prymuską we własnych oczach.
A ja tak! A ja tak! A ja tak!
Skaza grzecznej dziewczynki ciągnie się za nami, jak ogon, jest jak kula u nogi. Jeżeli już coś robimy, musimy w tym osiągnąć mistrzostwo, chociaż kryteria zwycięstwa często ustalamy same ze sobą.
Codziennie zmyta podłoga w kuchni.
Codziennie świeży obiad.
Wyprasowane wszystkie koszule.
Dzieci na maksymalnej liczbie zajęć dodatkowych.
Wygrałam!
Muszę być pierwsza w każdych zawodach.
… ja niby nie muszę, ale jednak muszę.
A Ty, przyjaciółko?
_________________________________________________________
moja miła prymusko,
Twoje ciśnienie na bycie Super Kobietą jest całkiem moje.
tak, też jestem idealna.
choroba, co prawda, zredukowała mój zakres możliwości, ale nadal staram się najlepsza.
podpierając się nosem rozwieszam w nocy pranie (sama, sama zrobię, nie pomagaj! - musztruję Niemęża).
sama zmywam naczynia, odkurzam z kłębów kociej sierści dywan, przelewam pieniądze, ślę listy, a pojawiające się oferty pomocy ignoruję.
dam radę! jestem dzielna! jestem samodzielna!
to prawdziwe przekleństwo, ja wiem.
może to błąd w systemie, który wynika z tego, że przestałyśmy żyć w wielopokoleniowych rodzinach, gdzie w sposób naturalny wspierałyśmy się nawzajem rozmowami i wymianą doświadczeń?
może piekło kobiet ma głębszy, biologiczny sens?
może to twórczy spór?
może my, kobiety, robimy to sobie, by stymulować się do poszukiwań optymalnych, życiowych rozwiązań?
rzecz jasna moc widziałabym w dialogu, a nie - w apodyktycznych werdyktach co lepsze - poród dołem czy cesarka.
pozdrawiam,
egzechustka
Nie ma jednego dobrego rozwiązania. Co jest dobre dla jednej kobiety wcale nie musi być dobre dla drugiej. Bycie w domu "na etacie" nie może być zawsze tylko złym rozwiązaniem. Wszystko zależy od tego czego kobieta chce w życiu. A przerzucanie się tylko tym, które kobiety są lepszymi matkami - te w domu czy też te pracujące ("na pewno zrealizowane") jest chore. W naszym społeczeństwie kobiety boją się przyznawać do swoich pragnień, jeżeli są inne niż oczekiwane przez społeczeństwo.
OdpowiedzUsuńad. wielopokoleniowej rodziny,
OdpowiedzUsuńjestem z wizytą u przyjaciółki X, w jej wielopokoleniowym domu rodzinnym, siedzimy w kuchni, jej siostra skończytła piec ciasto, czestuje nas, X robi herbatę, woła: mamciu robie herbate chcesz? głos zza sciany- tak dwie. dzieci X i jej siostry bawią sie razem w ogrodzie. X prosi mnie o otworzenie drzwi do pokoju "za scianą" ponieważ niesie dwie herbaty. Otwieram. widzę dwie kobiety leżące przytulone na łyżeczkę. To mama X i babcia X.
-tak się najadłyśmy ze musimy sie zdrzemnać-wyjaśniają. Wracamy do kuchni. X zagląda do garnka z zupą żeby sprawdzić czy wystarczy dla Taty i męża, którzy jeszcze sa w pracy.
no nic na to nie poradzę, zazdroszczę, wiem że to tylko migawka, sielankowy kadr, że mają pewnie też swoje piekiełko, ale zazdroszczę
Karola
O mój Boże, jak ja to doskonale, perfekcyjnie znam, a jakże, codziennie dążę do perfekcji, a jak coś nie zrobię,jak wspaniale i doskonale wpędzam się w poczucie winy,
OdpowiedzUsuńNie ma doskonalszego kata, sama się katuję:)
To dążenie do doskonałości zaszczepiła mi moja doskonała mama( swoją drogą ona jest doskonała),
a ja niestety robię to samo i łapię się na tym..
Ostatnio moje maleństwo pierwszoklasowe z zapałem gumkowało, poprawiało krzywe szlaczki, "bo przecież mówiłaś mamusiu, trzeba być najlepszym, średnie nie jest fajne..."
spać w nocy nie mogłam ze złości na siebie samą, bo co jak będzie jej gorzej szło??? jak będzie się czuła? jak będzie się zmuszać do większego wysiłku? bardzo mną to wstrząsnęło i teraz bardzo uważam na to co mówię i będę mówić
Faktycznie to my kobiety jesteśmy dla siebie wilkami, a szkoda, może dzięki takim wpisom zreflektujemy się w porę:)
Perfekcyjne Panie Domu, Perfekcyjne Bizneswomenki podsuwacie nam kapitalne tematy do przemyśleń:)
Buziaki
pieklo kobiet? moze jestem dziwna ale ja zadnego piekla nie widze- jesli dojrzala kobieta, swiadoma i inteligentna robi sama sobie kuku to znaczy, ze tak naprawde robi sobie dobrze albo jednak z jej swiadomoscia i inteligencja jest cos nie tak
OdpowiedzUsuńMoże piekło kobiet ma ten głębszy biologiczny sens, szkoda tylko, że to jest piekło a nie np "kooperacja" czy "pokojowe współistnienie".
OdpowiedzUsuńKażda z nas przynajmniej raz w życiu pomyślała,że mężczyznom jest lepiej... Tego się ukryć po prostu nie da!
OdpowiedzUsuńMatka dwóch córek :)
Dlaczego, dlaczego... dlaczego przodowałam (wg własnych kryteriów) w tych wszystkich zajęciach drobiu domowego i zostałam sama z małym dzieckiem? Chociaż oni - mężowie/ niemężowie wymagają od nas stereotypowego działania w rzeczywistości zupełnie tego nie potrzebują, nie doceniają wcale... bo to takie normalne przecież.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, lecę sprawdzic co u Chustki ;)
PS pytanie: ustalacie dziewczyny tematy wcześniej czy jest to na zasadzie spontanicznego dialogu?
Bo brną ŚLEPO, droga Zimno.Rozum i wolna wola,wtedy nie ma PIEKŁA.Nie rozumiem zatem wchodzenia w coś,bo KTOŚ wcisnął w gorset,bo NACISKAJĄ,bo ....nie wiadomo co!Obnosiłam się ze swoim "kurostwem " zawsze dumnie ,odpierałam ataki przy rosołach i nie czułam żadnego piekła.Nie być niczyją i niczego niewolnicą.Chcę,dłubię 100 pierogów, nie chcę -zamawiam pizzę przez telefon.Mam siłę sprzątać-sprzatam,nie mam siły,pieprzę bałagan i nadchodzącą Teściową.WYBIERAM - i swoich wyborów się trzymam -basta!
OdpowiedzUsuńdziś najwyższa izba kontroli alias mamcia wyzwała mnie od wyrodnych macoch...ostro się podziało, powiedziałam jej, że jej nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu i całe piekło mojego macierzyństwa jest wybrukowane jej dobrymi chęciami.
OdpowiedzUsuńprzez myśl mi przeszło, że mnie kocha i nie akceptuje równocześnie.
Podzielam zdanie, że nie ma surowszych sędziów dla kobiet, niż one same. Jakże łatwo przychodzi nam ocenianie innych kobiet. Nie przypominam sobie podobnej krytyki faceta pod adresem innego faceta. Czemu? Hm... może w naszym wyobrażeniu psują nam obraz tej idealnej Zosi Samosi, o której piszecie?
OdpowiedzUsuńTeż mam ten syndrom "ja, ja, ja sama". Wszystko zrobię najlepiej, najlepiej okno wypucuję, podłogę przetrę... Skoro nie pozwalam facetowi mnie wyręczyć, bo przecież On tego tak nie zrobi, jak JA, to tak de facto sama sobie dotuję ten los, że o 22.00 skończywszy 6 765 zadań, padam na pysk.
olga wczoraj mnie zapytala, gdzies miedzy jednym kakalkiem a kolejnym, czy, mamo, kazda kobieta MUSI wyjsc za maz.
OdpowiedzUsuńwstrzymalam na moment oddech.
oto - jedna z tych chwil, od ktorych zaleza LOSY SWIATA.
NIE.
odpowiedzialam najspokojniej w swiecie. wiele pan nie wychodzi za maz, nie zmywaja, nie piora, zakochuja sie w kim chca, zarabiaja pieniadze i wydaja je na co chca.
dobrze zrobilam?
nastepnie spytala : aha, a ktorych jest wiecej?
zalezy w ktorej grupie wiekowej, odpowiedzialam.
ziarno zasiane, zniwa bedzie zbierala ona. dodam tylko ze domowy wzor to wzor khem, tradycyjny DOSC. no tylko wlasnie nie chce narzucac nikomu swej METODY.
Nigdy tak nie miałam, a zawdzięczam to ,jak widzę< mojej Mamie. Dobra w tym , co robiła zawodowo,wpoiła mi ,że dobre ciasto pieką cukiernicy ,( w tamtych latach ci z Merkurego mniam!)szyją krawcowe, sprzątają sprzątaczki[czyt, kobiety, bez zawodu, które chcą zarobić,i.t.d., a ja mam robić dobrze to, co lubię- moją pracę i być szczęśliwą.Twierdziła, ze jeśli możesz zapłacić komuś, by zrobił coś za ciebie-zapłać i miej spokój.Nigdy nie zstąpiłam do piekła kobiet. To samo przekazałam córce, skutecznie... nie imponuje mi kobieta padająca na nos, ale na kolanach szorująca podłogę, bo trzeba.Nie jestem leniwa, pracuję , zarabiam.Gdy urodziłam córkę , na trzy lata zostałam z nią w domu, ale nie czułam się kurą. Była Niania, Babcia zabierała wnuczkę , a my tańczyliśmy całe noce, podróżowaliśmy , wychodziliśmy...I widzę wokół mnóstwo kobiet następnego pokolenia, które żyje właśnie w ten sposób, a nawet lepiej, bo takich możliwości zwiedzania świata , jak dziś, moje pokolenie nie miało.
OdpowiedzUsuńSylwia.NIGDY nie pomyślałam,że mężczyznom jest lepiej,sorry,nie generalizuj.Cudnie jest być kobietą,zostać kurą domową i np.PO tym wszystkim czyli koło 40-stki wrócić do życia zawodowego,spełniać się inaczej niż w domu.Wiem,bo tak mam.
OdpowiedzUsuńCzytam sobie juz kolejną noc "Przedział dla pań". Feminizmu we mnie 3 deka, nie więcej, ale przyznaję się dzielnie do niego. Macierzyństwo nie dla mnie. Szkoda. Co to ja chciałam napisać? Że życie wybrało za mnie, przy udziale moich predyspozycji psychicznych, mentalności rolę dziwaka, outsidera, czy coś tam chcecie. Dobrze mi z tym wieczorami, późną nocą, światło lampy, książka, dobra herbata, czasem czekolada. Czy równie dobrze będzie za 20 lat? Bez dzieci? Męża? Who knows. Uśmiechy dla obu Pań. A. (obserwator bardziej niźli uczestnik życia)
OdpowiedzUsuńA ja przeżywam to piekiełko, tylko troszkę inaczej. Nie sprzątam, słuchając że jestem syfiarą od odkurzającego 3x dziennie męża. Powtarzam mu, że "nie widzę" bałaganu a kobiety, które mają w domu idealny porządek są nudne. Pracuję w domu. Dziś zastanawiałam się, czy spadnie na mnie gniew przedszkolanki, kiedy spóźnię się po dzieci pół godziny, bo mam deadline z robotą i wieczorem, kiedy zasną jest ryzyko, że padnę z nimi. Widzę inne matki, radzące sobie w moim zawodzie lepiej niż ja, czytaj - wyjeżdżające co chwilę za granicę, piszące książki. Mniej przykute do domu. Widzę matki niepracujące i myślę - nudziary przesypujące piasek w piaskownicy, jak tak można żyć. A ja jestem w pół drogi. Nieidealna matka, może nawet beznadziejna. Beznadziejny, albo tylko nieidealny pracownik. Pozdrawiam znaną mi Chustkę i nieznaną mi (aż dziwne!) Zimno. Super pomysł na ten blog!!!
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie robienia czegoś wbrew sobie, reaguję przysłowiowym atakiem spazmów, jak ktoś próbuje mi narzucić swoje zdanie i swoje poglądy. Masz rację, że to my kobiety same gotujemy sobie nawzajem własną krainę mitów. Największe niebezpieczeństwo stanowią matki polki, które całe swoje życie podporządkowały własnym dzieciom całkowicie rezygnując z siebie. Bronią swoich przekonań jak twierdzy i każda uwaga kończy się krzykiem. Sprzeciw traktowany jest jak zbrodnia przeciwko rodzajowi ludzkiemu: Jak ona może dawać dziecku plastikowe mleko? Jak ona może mężowi obiadu nie podać? Ano może, wszak mężczyźnie Bóg także podarował dwie ręce :)
OdpowiedzUsuńTaką mam wątpliwość - czy to "piekło" dotyczy wyłącznie pierogów i piaskownicy, czy także tych 10 godzin (albo i 12) pracy poza domem?
OdpowiedzUsuńI czy to jest faktycznie "piekło kobiet", jeśli mężczyźni za swoje piekło częściej płacą alkoholizmami, zawałami i statystycznie sporo krócej żyją?
przypomniała mi się taka sytuacja... po macierzyńskim wróciłam do pracy, dziecko po nocach nie spało, więc byłam totalnie zmęczona! wracałam godzinę przed moim mężem. i tak pewnego dnia siedzę po pracy z moją koleżanką, na kolanach mam synka, bawimy się, rozmawiamy... wraca mój mąż, nie zdążył jeszcze butów dobrze zdjąć, koleżanka zabiera z moich kolan dziecko i mówi "daj małego i nałóż mężowi obiad!" ja oczy w słup! "no przecież wie gdzie są talerze". taaaak, zostałam wtedy okropną żoną, która nie czeka z obiadem na męża. i później wyrodną matką, bo dziecku dawałam obiadki ze słoiczków... a jak miało 8,9 miesięcy to zupę z tego samego gara co dla nas! posoloną, popieprzoną, z przyprawami! chcę być dobrą mamą, ale tylko dla mojego synka :) chcę być dobrą żoną, ale dla mojego męża, przecież do jasnej cholery mąż (jak każdy mąż i niemąż) jest dorosły, samodzielny, może tak jak ja sprzątać, gotować i zmienić synkowi pieluchę z kupą. a właśnie od męża tej koleżanki usłyszałam kiedyś, jak do niej woła "matka, choć tutaj, zesrało się!" tak... idealnie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Was bardzo serdecznie :)Chustkę czytam codziennie od dawna, do Zimna zabiorę się wkrótce, jestem w ciąży i mam dużo czasu na lekturę Twojego bloga :)
czasem, gdy Cię czytam - fajnie brzmi - gdy Cię czytam - myślę,że jesteś doskonalszą wersją mnie...Tylko się nie pogniewaj że akurat takie coś jak ja to napisało, ale... Twoje myśli są moimi, tylko ja - nie potrafię ich ubrać w słowa! Wielka jesteś! sisi
OdpowiedzUsuńPrzesypywanie piasku też ma sens.Jak w klepsydrze. Sens zależy od punktu widzenia. Istota rzeczy jest subiektywna. Dlatego nie napierdzielajmy na siebie kobitki, te z piaskownicy, te zalatane, itd.
OdpowiedzUsuńBaśka
Współczuje i cieszę się, że tego nie czuję z żadnej strony. Mam bliskie przyjaciółki-matki tak jak ja z którymi dajemy sobie pełne wsparcie od dwudziestu już niemal lat, cudowną teściową i fajną mamę, świetne dzieciaki, partnera i dziadków. Pracuję i wychowuję stosując komunikację bez przemocy, kocham świat, życie i lubię siebie pomimo słabości i wad.Poczytam w wolnej chwili takie pitu pitu jak na tym blogu i jest mi jeszcze lepiej, że jestem ponad to :)
OdpowiedzUsuńA ja czuję się jak w Raju. Pracuję jak już wspominałam na basenie . Wstaję o 4.30 ,bo o piątej mam pekaes do miasta . O 6-tej otwierają , więc muszę być punktualnie , różnie z tym bywa , zwłaszcza zimą , jak zasypie ,lekko wtedy się spóźniam . Po 8-ej przychodzą dzieci ze szkół podstawowych , wtedy się zaczyna kołomyja , bo do ósmej to przeważnie emeryci . Te dzieciaki teraz to kompletnie nie są zaradne . Do każdego po matce plus nauczycielka a i tak nie mogą wszystkiego ogarnąć . Do czego to podobne żeby dzieciak sam się ręcznikiem wytrzeć nie umiał , na wsi taki by zginął . Ale grunt że karate zna i angielski , w porywach nawet na skrzypcach zagra . Od trzynastej jako taki spokój . Wieczorem znowu sajgon, tym razem towarzystwo po pracy przychodzi na basen żeby się umyć . Albo wytrzeźwieć . A potem do sauny, wypacają miejskie nerwy. Pracuję tak co drugi dzień. W dni wolne nadrabiam zaległości na szydełku , drutach, trochę ceruję , czasem jakąś szafkę się odnowi albo za haft się biorę. No i czytam . Obecnie ,nie wiem , który już raz, "Podróż" S.Dygata . Polecam .
OdpowiedzUsuńa może nie ma czegoś takiego jak piekło kobiet, może jest po prostu piekło ludzkie? Fakt, faceci się nie krytykują, ale męska rywalizacja też bywa trudna. Dlaczego w ogóle rywalizujemy - to temat na wielką dyskusję.
OdpowiedzUsuńAle jeśli mówimy o piekle kobiet - ono moim zdaniem było i będzie, zawsze tam, gdzie brak tego, czego na tym blogu, mimo, że młody, czuć sporo - bezinteresownej miłości między kobietami :-)
To trzeba robić, samo się nie zrobi, samej się nie zrobi - więc razem zdobywajmy szczyty, dzielmy się zawchwytami intelektualnymi i przemyśleniami, lepmy pierogi, oddychajmy, tańczmy, kochajmy, działajmy, wspierajmy się :-)
pozdrawiam, i trzymam kciuki za ciąg dalszy :-)
Jestem przeciętnym rolnikiem w wersji damskiej. Mam przeciętne dzieci, przeciętnego byłego męża (przecież ktoś musi wyrabiać normę alkoholizmu i przemocy w rodzinie), który z przeciętnie dwutygodniowym opóźnieniem przysyła mi groszowe alimenty.
OdpowiedzUsuńWstaję o szóstej, doję krowę, potem zawożę dzieci do szkoły. Przyjeżdżam - śniadanie dla rodziców emerytów i dobytku: świń, kur, krowy na pastwisko. Potem, zależnie od pory roku, kopanie czy przebieranie ziemniaków, albo przerzucanie słomy, albo gotowanie dyni w occie, albo zajęcie w warzywniaku. O dwunastej jadę po dzieci. Na wsi nie ma zajęć dodatkowych. Gotowanie obiadu, pranie, sprzątanie, praca w obejściu. Dzień kończy się na nakarmieniu świń i wydojeniu krowy.
Z racji niskich dochodów ubiegam się o pomoc w stosownym ośrodku w gminie. Spowiadam się pani za biurkiem, co i jak. I słyszę:
-A właściwie, to dlaczego pani nie pracuje?
mój ex podał mi kiedyś za wzór naszą znajomą Prymuskę. poczułam sie okropnie. Jak to przecież błysk w jej domu jest zasługą sprzataczki! dopilnowane, zadbane dzieci to zasługa opiekunki!
OdpowiedzUsuńodpowiedział wtedy, że zasługą Prymuski jest to że umiała wszystko w ten sposób zorganizować. Teraz wiem, że miał rację.
Karola
"oczytane, błyskotliwe i wykształcone dają się wciskać w żelazny gorset bycia kurą domową"
OdpowiedzUsuńA może nie jesteśmy tak błyskotliwe, oczytane i wykształcone jak nam sie wydaje? Przecież do tej piaskownicy, nie włożyli nas nagle kosmici. dobrnęłyśmy do niej same, może błyszcząc nie tym co trzeba.
Karola
Kochana Gezo, Droga Egze,
OdpowiedzUsuńczytam Was i myślę cały dzień i
i może to wszystko wynika z potrzeby awansu w zapisanej nam przez ewolucję roli? Może jako matki musimy awansować i piąć się w byciu matkami i być matkami specjalistkami ekspertkami dyrektorkami? Każda chce, każda musi, stołek wioskowej staruchy tylko jeden, i tylko jedne pierogi zlepione w idealną zakładkę, jedyna pełnia należąca do nas, jedyne terytorium, o które żadna bójka niestraszna. Najlepsze czarownice, najmocniejsze wiedźmy, kochanki najpełniejsze w biodrze. Może dlatego my, takie ładne, zadbane samice naczelnych, tak pięknie siekałyśmy neandertalską marchewkę na rosół z mamuciego udka, żeby zasłużyć na szacunek całej jaskini, tylko my wiedziałyśmy gdzie rosną najpożywniejsze korzonki pod zlodowaciałym śniegiem, my pierwsze zrobiłyśmy korale z wycmokanych ze szpiku kości, my zawsze mogłyśmy więcej i lepiej niż inne, reszta szła za nami, oglądamy się dotąd, sprawdzając, czy inne pójdą, gotować naszą zupę, karmić swoje dzieci naszymi smacznymi szpinakami, wieszać pranie naszą techniką przyspieszającą suszenie i zastępującą prasowanie, całe plemię może zdobyć tylko jedna najlepsza, ta silna, która gotuje najpożywniej, i której DNA wiedzie nieomylnie na kolejne przęsło ewolucji, ta, której inne będą posłuszne i pod której wiedzą się ugną i zostaną przy niej, bo ona daje życie i najlepszy obiad. Każda próbuje, każda staje w szranki, wszystkie myślą to samo, niemożliwe, myślą, niemożliwe, żeby któraś poznała tyle życia co ja, tak umiała życie, zapisała tyle przepisów w głowie, sałatki, kolki, ulewanie, krztusiec, symptomy, stadia lęku o dziecko, zawiązanie życia, ciężar odpowiedzialności, w której błahość prania znika, bo w konstelacji innych błahostek niezbędnie gwarantuje dziecku przetrwanie, i może dlatego wszystkie pretendujemy, specjalistki, ekspertki, dyrektorki życia, bo jak to możliwe, udało się przecież nie samo, żyje, zjadło, chodzi, powołane do istnienia, odchowane z najgorszego, rośnie, tak wychowa tylko pramatka.Myśliwe szacunku, mościmy się w piaskownicach, niech zobaczą, niech patrzą inne, niech tu przyjdą, będziemy iskać na nie futro, niedbale budując z pociechą zamek nad loarą. A w domu, w domu sprzątamy do ostatniej krwi przed resztą osłupiałej z szacunku jaskini, a kiedy nie sprzątamy, to nie sprzątamy jak żadna inna, przyjdą się u nas uczyć. I niecierpliwie czekamy, zawsze gotowe przedyktować drugiej swój przepis na życie, powiedzieć drugiej, jak kupić taniej, i jakie książki czytać dzieciom na dobranoc, oddać drugiej nasze zdobycze i odkrycia, podzielić się z drugą tak, żeby od nas wzięła, czekamy na drugą, w końcu druga to już prawie stado.
I nie wiem - czy Wy też tak robicie? Bo ja myślę o sobie właśnie takiej, śmiesznej, doskonale się w tym rozpoznaję. I też nie pozwalam wieszać innym prania. Moje zawsze wysycha najszybciej.
pozdrawiam Was, mehr licht urbi et orbi,
Wasza O.
Karolciu, mnie nikt nie wciskał gorsetu, w sensie żaden facet, ja się sama wcisnęłam, no to sprawka mojej mamy i ambicja, że nie mogę być gorsza.Tak jak dziewczyny pisały, sama to zrobię szybciej, lepiej, dokładniej, ktoś to zobaczy, doceni ..Trudno być perfekcyjną zawodowo i prywatnie, jak w klepsydrze- jak w jednym jesteś lepsza to w drugim czegoś brakuje i prościutka droga do wyrzutów sumienia, do braku satysfakcji, do dążenia by coś poprawić, jeszcze bardziej się postarać, wcześniej wstać, później się położyć.Czasem odpuszczałam, ale widok np bałaganu tak mnie męczył, że już łatwiej było posprzątać:)Facetów tak rozpuściłam, że były to już twory niereformowalne, a ja się idiotka przeglądałam w ich oczach szukając aprobaty, zachwytu, wdzięczności może nawet. Ot durne dziewczę ze mnie było:)Jestem przekonana , że to zasługa naszych matek, babek , które też tak były wychowywane. Na szczęście czasy się zmieniają my dojrzałyśmy, przystopowałyśmy i zrzucamy chomąto, bez względu na to kto jej nam narzucił
OdpowiedzUsuńA że faceci nie prowadzą takich durnych wojenek, jak kobiety, to jestem na 100% pewna, czy faceci obgadują się, że któryś czegoś w domu nie zrobił, postarzał się, źle ubrał, dzieci nie wychował porządnie, piwa pić nie potrafi, nie orientuje się w tym czy w owym, czy wpędzają się w poczucie winy, że dziecko jada danie ze słoika....oni tylko czasem sobie zazdroszczą fajnej dupy czy bryki, ale bez zawiści, raczej na zasadzie też bym tak chciał, a kobiety jak zobaczą, że np. któraś ma fajną sukienkę, to nie mogąc nic zarzucić kreacji to z satysfakcją zauważą, że np. przytyła,postarzała się, albo powiedzą w sekrecie, że ją mąż zdradza itd itp, wiemy wszystkie, że tak bywa.Jedynym sposobem jest trzymanie się z daleka od takich bab a blisko kolegów:)
jednym słowem: kobiety staja na rzęsach, bo... same tego chcą? taka konkluzja nasuwa się po przeczytaniu całej notki.
OdpowiedzUsuńi gdzie tu problem?
męczarnia na własne życzenie. nie ma o co pazura zaczepić.
Kiedyś mój tata (leżąc na kanapie) powiedział do (szorującej na kolanach podłoge) mamy :
OdpowiedzUsuń- kochanie, proszę Cie przestań, bo jak na Ciebie patrzę to sie meczę.
Karola
Hmm, a ja lubilam siedziec z dziecmi w domu i zawsze smieszylo mnie zazenowanie towarzystwa gdy sie do tego przyznawalam. Znacznie zas bardziej dopieka mi zaszczepiony perfekcjonizm, od ktorego to nie moge sie wyzwolic, w pracy. Pewnie dlatego, ze zadnej swojej pracy nie lubilam, nie wybieralam a szlam tylko z koniecznosci. Pieklo to nie przyslowiowe zamkniecie sie w domu z dzieckiem(bo naprawde to nie musi byc czas wyjety z zycia, a jego pelnowartosciowa i bogata czesc) a nasza bohaterska postawa wobec tego, co nie daje nam satysfakcji(dziecko, malzenstwo, praca, rodzinne swieta, szczupla sylwetka itd) a co uwazamy za nasza powinnosc. Czy to przypadlosc tylko kobiet, polek, slowianek, czy tez cecha niezbedna, gdy nasz gatunek probowal przezyc a potem opanowac swiat? Teraz juz niepotrzebny balast w naszym wysublimowanym swiecie...
OdpowiedzUsuńPoza tym, że się z Wami łączę w bólu perfekcjonistki i zgadzam w ogóle i w szczególe też, mam tu taką jedną kwestię: dlaczego ciągle i wszędzie spotykam się z napiętnowaniem matki, która wybiera bycie z dzieckiem w domu? Z różnych powodów: bo chce, bo musi. Co w tym złego, że ktoś nie łączy dzielnie pracy zawodowej z domową? Co niechlubnego jest w siadaniu na brzegu piaskownicy na rok, dwa, czy nawet pięć?
OdpowiedzUsuńMam trójkę dzieci, najstarszy syn ma pięć lat, a ja od prawie pięciu lat, z przerwą na drugą ciążę, podczas której cały czas pracowałam, jestem na urlopie wychowawczym. Ponad to będąc na wychowawczym trzeci już rok pracuję w innej firmie, w mniejszym wymiarze godzin, nawet teraz, kiedy jestem na kolejnym macierzyńskim (najmłodsza córka ma 2,5 miesiąca). Moja praca nie jest moją pasją, wykonuję ją żeby mieć pieniądze. Gdybym miała wybór nigdy bym do niej nie wracała, wolałabym zostać w domu, wychowywać dzieci, odwozić je, przywozić, pilnować, żeby były należycie odżywione, ubrane, emocjonalnie 'zaopiekowane', zadania odrobione itd. Może z braku poczucia samorealizacji wykombinowałabym jakiś własny biznes, ale na pewno nie w momencie kiedy dzieci są jeszcze wciąż małe, bo rozkręcenie własnego interesu to też pochłaniacz czasu. Natomiast praca jaką mam, etat od 7.30 do 15.30 plus koszmar dojazdów w zakorkowanym Krakowie, w dodatku transportem miejskim (bo pracuję w sercu miasta, szans na samochodową wjazdówkę nie mam), czy też moja obecna praca 'zastępcza', głównie wieczorami z całą pewnością NIE! Bo chcę być mamą. I muszę nią być. Zarabiam przeciętnie, na nianie już nie wystarcza. Babci nie mam. Więc z kim niby miałabym zostawić dzieci? Tkwienie z dzieckiem latami w domu to nie zawsze wybór, to czasem konieczność. A nawet jeśli wybór, to co w tym złego? Czy tylko praca zawodowa czyni z nas super wartościowe kobiety?
Droga Zimno, wielce Cię cenię i zazdrośnie wręcz podziwiam za to co robisz i kim jesteś. Za to jak wiele potrafisz naprawdę genialnie ze sobą pogodzić. Wytłumacz mi jednak dlaczego nieustannie, ilekroć tylko pojawi się ten temat, czuję w Twoich tekstach potępienie dla kobiet, które nie łączą pracy zawodowej z wychowywaniem dzieci i prowadzeniem domu, wybierając los głupawych kurek domowych.
Gosia z Krakowa
Gosiu z Krakowa, nie wiem, dlaczego wyczuwasz.
OdpowiedzUsuńPokaż mi, którym słowem potępiłam, gdzie jest kawałek o głupawych kurkach.
zimno
Niestety, nie mogę wyskoczyć z wieloma przykładami, nie mam dostępu do archiwów zimnobloga, ale w komentowanym obecnie tekście tak właśnie rozumiem fragment o oczytanych, wykształconych dających się wciskać w żelazny gorset domowego kieratu. Rozumiem, że chodzi o biedne, całkiem niegłupie, ale jednak życiowo naiwne i coś jakby bezmyślne istotki, które dają sobie narzucić jedyną słuszną rolę i drogę, w ujęciu szowinistycznego społeczeństwa, rzecz jasna. Co z tego, żeście w pocie czoła zdobywały wiedzę, doświadczenie zawodowe i pozycję społeczną, to wszystko ułuda, i tak skończycie przy garach.
OdpowiedzUsuńGzK
piekłem jest każda sytuacja, której nie wybieramy sami, którą ktoś nam narzuca przemocą, kiedy robimy coś wbrew własnym priorytetom... dla kobiety zawodowo ambitnej piekłem moze być "zamknięcie w domu", ale dla kobiety, która poważnie traktuje bycie matką piekłem jest konieczność zostawienia rocznego dziecka w przedszkolu i jechanie do pracy... a synek nie chce odkleić się od szyi mamy...
OdpowiedzUsuństworzenie domu, do którego każdy chce wracać, a przyjaciele garną się drzwiami i oknami to nie lada sztuka, większość zawodów na świecie nie da nawet podobnej satysfakcji
to moje doświadczenie jako kobiety super-aktywnej zawodowo, zajmującej menedżerskie stanowiska, która teraz ma swoją rodzinę, pracuje na 3/4 etatu (ale wolałabym na pół, bo uwielbiam zajmować się swoim dzieckiem, a jak siedzę na brzegu piaskownicy to czytam książki albo rozmawiam z sąsiadami...)
w żadnych z w/w sytuacji życiowych nie przeżywałam piekła, mam w miarę jasno wybrane priorytety, i to, co nie jest po drodze bez żalu odrzucam... wszystkiego mieć nie można, są rzeczy ważne i pilne, ukochana praca nie odwzajemni naszej miłości
stereotypy i "dobre rady" trzeba nauczyć się ignorować, własnoręcznie dokonane wybory są naszym sprzymierzeńcem
pozdrawiam autorki nowoodkrytego bloga :)