Dzieliłam przedział z pewnym zażywnym staruszkiem. Miał gładką, okrągłą twarz, wielkie okulary na nosie, splatał dłonie na stosie wydruków, które ułożył na kolanach i z ożywieniem dyskutował ze swoim towarzyszem. Ten, pięćdziesięcioparolatek o szklistych, krecich oczach i rudawym zaroście a to pochylał się, a to przeciągał na swoim siedzeniu, znużony widać długą jazdą pociągiem, raz po raz łypał w okno ponad głową staruszka i co chwila powtarzał:
- Doskonale! Bardzo dobrze!
Staruszek, czynny zawodowo profesor medycyny objaśniał sąsiadowi jakieś złożone teorie. Referował doświadczenia z ostatnich kongresów. Uzasadniał swoje decyzje personalne. Cieszył z wydziałowych inwestycji i remontów.
- Doskonale! Bardzo dobrze! – mantrował rudy.
- Samochód już odstawiłem na zimę, - rzekł w pewnej chwili profesor. – Nie wiem, czy w przyszłym roku jeszcze będę jeździł.
- No co pan! – żarliwie żachnął się kreciooki.
Profesor – w sekundę pojęłam, dlaczego od początku wydał mi się znajomy, wyglądał jak ożywiony Carl Fredricksen z „Odlotu” – uśmiechnął się dobrodusznie (niczym Fredricksen do Russela, kiedy ten w końcu zdobył sprawność opiekuna starszych osób).
- A jednak jak ktoś się czegoś nauczy w młodości, - westchnął z promienną radością. – pływać, jeździć rowerem, samochodem, to to się nie wyciera.
- Nie wyciera się! Nie wyciera! – odbił rudy, patrząc niewidzącym wzrokiem przez okno. - Doskonale! Bardzo dobrze!
I dalej rozmawiali – albo raczej staruszek monologował - o konferencjach, odczytach i o publikacjach w prasie zawodowej.
- A zdjęli mnie, wie pan, z tego eksperta w tym roku. – staruszek znowu się uśmiechnął łagodnie. – Miałem kontrakt do 2011 i już nie przedłużyli.
Byłabym gotowa się założyć, że rudy w ostatniej chwili ugryzł się w język, żeby nie palnąć:
- Doskonale! Bardzo dobrze!
Staruszek splótł i rozplótł palce oparte na pryzmie wydruków.
Stałam się mimowolnym świadkiem in vivo żegnania się z obecnością.
Nitki, które łączą profesora z tak zwanym życiem powoli wysuwają mu się z rąk. Jeszcze jest sprawny fizycznie, ale nie wie, co się stanie do wiosny. Jeszcze pracuje, ale jego zawodowe miejsca i tu i ówdzie zajmują młodsi. Jeszcze tu jest, ale już jakby nie tu.
Uderzyła mnie jego pogoda. Braku śladów buntu. Aprobata dla nieuchronności.
To było ładne i straszne zarazem, potworne.
Wiem, że wiesz, o czym mówię.
Serdeczności.
------------------------------------------------------------------------------------------
moja miła przyjaciółko,
temat starości, a właściwiej - odchodzenia - jest mi szczególnie bliski.
często myślę o umieraniu.
sądzę, że z naszym życiem i odchodzeniem jest jak z dniem i nocą.
przecież nie wrzeszczymy, nie tupiemy ze wściekłości, że zapadł zmierzch.
nie ma na to rady; taki jest cykl doby.
tak samo nie ma co się złościć, czy buntować, że umieramy.
tak już jest.
trzeba tylko się przygotować.
posprzątać w mieszkaniu. nareperować to, co zepsute.
zapłacić rachunki. spłacić długi.
spisać testament.
i łapać chwile, które zostały przed zachodem.
pozdrawiam spakowana, gotowa do podróży.
egzechustka.
- Doskonale! Bardzo dobrze!
Staruszek, czynny zawodowo profesor medycyny objaśniał sąsiadowi jakieś złożone teorie. Referował doświadczenia z ostatnich kongresów. Uzasadniał swoje decyzje personalne. Cieszył z wydziałowych inwestycji i remontów.
- Doskonale! Bardzo dobrze! – mantrował rudy.
- Samochód już odstawiłem na zimę, - rzekł w pewnej chwili profesor. – Nie wiem, czy w przyszłym roku jeszcze będę jeździł.
- No co pan! – żarliwie żachnął się kreciooki.
Profesor – w sekundę pojęłam, dlaczego od początku wydał mi się znajomy, wyglądał jak ożywiony Carl Fredricksen z „Odlotu” – uśmiechnął się dobrodusznie (niczym Fredricksen do Russela, kiedy ten w końcu zdobył sprawność opiekuna starszych osób).
- A jednak jak ktoś się czegoś nauczy w młodości, - westchnął z promienną radością. – pływać, jeździć rowerem, samochodem, to to się nie wyciera.
- Nie wyciera się! Nie wyciera! – odbił rudy, patrząc niewidzącym wzrokiem przez okno. - Doskonale! Bardzo dobrze!
I dalej rozmawiali – albo raczej staruszek monologował - o konferencjach, odczytach i o publikacjach w prasie zawodowej.
- A zdjęli mnie, wie pan, z tego eksperta w tym roku. – staruszek znowu się uśmiechnął łagodnie. – Miałem kontrakt do 2011 i już nie przedłużyli.
Byłabym gotowa się założyć, że rudy w ostatniej chwili ugryzł się w język, żeby nie palnąć:
- Doskonale! Bardzo dobrze!
Staruszek splótł i rozplótł palce oparte na pryzmie wydruków.
Stałam się mimowolnym świadkiem in vivo żegnania się z obecnością.
Nitki, które łączą profesora z tak zwanym życiem powoli wysuwają mu się z rąk. Jeszcze jest sprawny fizycznie, ale nie wie, co się stanie do wiosny. Jeszcze pracuje, ale jego zawodowe miejsca i tu i ówdzie zajmują młodsi. Jeszcze tu jest, ale już jakby nie tu.
Uderzyła mnie jego pogoda. Braku śladów buntu. Aprobata dla nieuchronności.
To było ładne i straszne zarazem, potworne.
Wiem, że wiesz, o czym mówię.
Serdeczności.
------------------------------------------------------------------------------------------
moja miła przyjaciółko,
temat starości, a właściwiej - odchodzenia - jest mi szczególnie bliski.
często myślę o umieraniu.
sądzę, że z naszym życiem i odchodzeniem jest jak z dniem i nocą.
przecież nie wrzeszczymy, nie tupiemy ze wściekłości, że zapadł zmierzch.
nie ma na to rady; taki jest cykl doby.
tak samo nie ma co się złościć, czy buntować, że umieramy.
tak już jest.
trzeba tylko się przygotować.
posprzątać w mieszkaniu. nareperować to, co zepsute.
zapłacić rachunki. spłacić długi.
spisać testament.
i łapać chwile, które zostały przed zachodem.
pozdrawiam spakowana, gotowa do podróży.
egzechustka.
pierwsza! pierwsza! (czy tu sie w to gra??)
OdpowiedzUsuńps. gruby temat. imho to jest temat na całe życie - jak odejść.
OdpowiedzUsuńJeżeli opisany staruszek ma pełną świadomość tego -to jest piękne i godne.A uczucie potworności w Twojej głowie," egze ",zupełnie ludzkie,aczkolwiek do oswojenia.Każdy umrze,nie inaczej.W odpowiedzi na jakieś plany w rodzinie, typu np.: Mamo,a kto będzie w Wigilię? ,zawsze odpowiadałam - dożyjemy,zobaczymy.I mówię to zawsze serio,nie na odczep się.Pogodzenie,nie rezygnacja,nie poddawanie się,to coś z "godnością" właśnie,"pogodą" może związane.Rzadkość.Widzę u siebie coraz więcej zmarszczek,nie farbuję wstydliwie siwych włosów, idąc z Synem proszę by zwolnił i przypominam sobie,jak o to samo prosiła kiedyś moja,nieżyjąca Mama.Nie jest to potworne,smutne może,ale nic nie da sprzeciw ,bunt,niezgoda i tak to w sobie układam.A gdy poczytam "egzechustkę',czuję wsparcie.Dzięki,Chustko.
OdpowiedzUsuńA Ty droga Chustko gdzie się wybierasz? Nie tak szybko! Ja chcę (pewnie nie tylko ja) poczytać jeszcze o wielu rzeczach, którymi zechcesz się z nami podzielić. Nie tak szybko!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przesyłam 1000 ciepłych myśli.
Kamila
cudownie jesli przezywamy swoje zycie swiadomie; a narodziny i smierc to chyba najwazniejsze wydarzenia;
OdpowiedzUsuńtyle mowi sie o przyjaznych dla dziecka, mamy i taty narodzinach,
do dobrej smierci tez trzeba sie przygotowac
Chusteczko, a ja Ci życzę byś jak najszybciej pożegnała Krainę Rakeli i wylądowała w Krainie ZdroweŻycie:)
OdpowiedzUsuńsmutne to, nic na to nie poradzę.
OdpowiedzUsuńPięćdziesięcioletni staruszek, zażywny i rudawy, a więc nie siwy.... mój bardzo szeroki uśmiech. Mogiła.
OdpowiedzUsuńBeem, dawno temu, gdy studenci nie zrozumieli czytanego tekstu, mój profesor od literatury współczesnej mawiał "przyjrzyjmy się temu głębiej". Przyjrzyjmy się temu głębiej, dobrze?
OdpowiedzUsuńAch, cóż to? Pięćdziesięcioletni rudzielec wcale nie został nazwany staruszkiem? On był staruszka towarzyszem? Ach, to tak. Teraz możemy przejść do meritum. Moja asysta już chyba nie będzie potrzebna. h
Był taki czas, gdy bałam się starości, odchodzenia. Przerażała mnie myśl, że mogłoby mnie nie być. Teraz już wiem, że nic z tym nie zrobię, ale ciągle martwi mnie to, że tyle jeszcze mam niezrealizowanych planów. Przeraża mnie to, że czas przecieka mi przez palce. Żyję przecież, ale chciałabym jakoś bardziej. h
OdpowiedzUsuńJeszcze się nie pakuj.
OdpowiedzUsuńJeszcze do podróży nie szykuj.
Proszę...
Idiotyczne, wiem.
Ale jakoś wyobrazić sobie nie umiem.
bardzo pogodzony musiał być ten pan z - jakże nieuniknionym - odchodzeniem. wiele ludzi uważa, że to nie oni, że jeszcze nie czas, nie teraz - a tu nagle pstryk.
OdpowiedzUsuńszacun dla tego pana.
bere
Tak, sama kiedy dziś przeczytałam bardzo się zawstydziłam. Głupia baba, czyta jednym okiem i jeszcze się dziwi, że akurat ta autorka w ten sposób.... Późno było, a ja pospieszna. Sorry, naprawdę. Tym bardziej, że się absolutnie zgadzam.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA czy można się nauczyć pogodzenia, akceptacji faktu odchodzenia...? Albo, generalizując: czy można zmienić swój ciężki charakter tylko dlatego, że się wie, że tak byłoby lepiej...? Czy staje się to możliwe dopiero, kiedy zderzamy się z czymś ogromnym, kiedy w zasadzie nie mamy już wyjścia....?
OdpowiedzUsuńnauczyłaś mnie żyć, bronić się, teraz jak matka odstawiasz od piersi. jeszcze nie umiem się pogodzić z tym kochana, jeszcze mi ciebie za mało, wiem, że to egoistyczne z mojej strony. widać za bardzo cię kocham :*
OdpowiedzUsuńbez względu na to czy akceptujemy fakt odchodzenia - odejdziemy.
OdpowiedzUsuńw tym kontekście jakie ma znaczenie czy godzimy się z tym faktem czy nie?
pewnie wszyscy walczą do końca trochę jak tonący, silniejszy dłużej pomacha łapkami słabszy krócej ale obaj walczą do końca ich możliwości walki. Wielu staruszków "macha łapkami" na basenach, zajęciach salsy itd czy odchodzą mniej świadomie, nie chcą puścić życia, każdy w innym czasie odda "kluczyki od samochodu" niektórzy nigdy, i tak wszyscy odejdą
Karola
Ktoś,zapomniałam kto( Kofta?)powiedział:jest tyle punktów na świecie , w których mnie nie ma.Gdy odejdę, nie będzie mnie po prostu w jeszcze jednym punkcie. bardzo mi się to podoba...
OdpowiedzUsuńChustko a gdzie ty się pakujesz? nawet nie myśl o odchodzeniu, to jest dramatycznie niemożliwe. Ty musisz wyzdrowieć, pic szampana na 18-nastce Jaśka, rozumiesz, masz żyć i tego się trzymaj.
OdpowiedzUsuńBeem, a ja poczułam się w obowiązku reagować, bo moja mama wczoraj skończyła 50 lat (młodziutką mam mamusię) i gdyby tu wlazła i zobaczyła, że komuś przyszło do głowy, że pięćdziesięciolatek to staruszek, mogłaby się zdenerwować:) h
OdpowiedzUsuń"gotowa do podróży" odważne. może zarozumiałe nawet. jeśli jesteś naprawdę gotowa, to Ty już wiesz. jeśli się bawisz słowami to nie fair.
OdpowiedzUsuńChustko... nie mów w ten sposób, błagam Cię:((( Nie poddawaj się, proszę.
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=5Z9dfcp596k
kiedy czlowiek przestaje kurczowo trzymac sie zycia, pogodzi sie z wlasna smiertelnoscia...smiem twierdzic, ze dopiero wtedy zaczyna zyc prawdziwie, nie musi sie juz oszukiwac i bez wysilku widzi priorytety- to taki paradoks
OdpowiedzUsuńMarketa, nie wierzę w nie fair zabawę takimi słowami.
OdpowiedzUsuńZnam jeszcze jednego spakowanego i pogodzonego.
Są tacy ludzie.
Naprawdę.
Napiszę nie na temat, bo mam chwilę, że ogromnie się cieszę z tego bloga i dziękuję za Wasz wysiłek, dziewczyny. W końcu w tym internecie coś, czego się nie da czytać jednym okiem.
OdpowiedzUsuńUśmiechaj się... a życie będzie łatwiejsze, tańcz... a będzie lżejsze, całuj... a będzie słodsze, kochaj... a będzie cudowne... Niech wszystkie chwile dzisiejszego dnia zatroszczą się o Ciebie czułością obejma ,ciepłem okryją i spokojem ugoszczą ...z jesiennym pozdrowieniem..Evelina
OdpowiedzUsuńdziewczyny czytac dokładniej-ten piędziesięciolatek to towarzysz staruszka:)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że piszecie razem.
OdpowiedzUsuńpionowa
O starości można powidzieć z pewnością to , że ma rożne oblicza . Ta starość opisana powyżej , to tak zwane pół biedy . Jest jeszcze inna starość , której z reguły nie widać w pociągu , tudzież innym środku lokomocji . To starość ukrywająca się w zaciszu domowym . Starość chora , niedołężna , samotna , smutna i cierpiąca . Jest to starość zależna często od innej starości , wtedy mamy dwie . Dwie starości , nie poradzą sobie same , wtedy potrzebna jest pomoc . Starość nieporadna i niedołężna , musi mieć regularnie zmienione pieluchy , oklepane plecy , żeby nie zrobiły się odleżyny , trzeba jej zmieniać koszule , myć , czesać,czasem opróżnić cewnik , w którym gromadzi się krwistobrunatny płynomocz . Niedołężna starość nie ma zębów i pachnie starością . Stara starość czasem jest uparta, zdziecinniała , podejrzliwa ,a jej bardziej pozytywna odmiana cicha , słaba , kwiląca , patrząca niewidzącymi oczami . Lubi jak się ją głaszcze po głowie i ręku . Stara niedołężna starość jest jak małe dziecko . Dlatego nie wolno zostawiać jej samej . Trzeba ją pielęgnować , odwiedzać , prać , sprzątać,okazywać serdeczność , ciepło , opowiadać , rozmawiać , zrobić zakupy , uprać , zmienić pościel , wykupić leki , załatwić w Ośrodku Zdrowia pielęgniarkę , która zrobi zastrzyki . Stara starość ma zmarszczki, bruzdy , często jest sparaliżowana , ma reumatoidalne zapalenie stawów , spuchnięte kolana ,cierpi z powodu hemoroidów , kaszle.
OdpowiedzUsuńStarej starości nie wolno zostawić samej sobie . Nigdy.
dla odmiany napiszę: za wcześnie się spakowałaś?
OdpowiedzUsuńja gotowa do podróży przez 35 lat
a zamiast - teraz mi się dwoje dzieci urodziło
nie oswajam już odchodzenia, ale się go boję
i moja córka ma na imię nadzieja
żeby pamiętać: nie wiesz, nigdy nie wiesz
W obawie przed smiercia i odejsciem pomaga mi od jakiegos czasu mysl i uczucie, ze jako ze jestem czastka Jednosci, jej jakims wariantem, choc moja obecna postac sie zmieni, rozpadnie w pyl, ja jednak dalej trwac bede, bo jestem tylko okruchem Wszystkiego... :)
OdpowiedzUsuńmimo wszystko bym chciała "cieszyć się" starością i Tobie Chustko tego właśnie życzę))) najmocniej i najprawdziwiej
OdpowiedzUsuńZauważcie, że komentarzach o starości piszą same kobiety (większość młode kobiety). Żaden men tu się nie zapuścił. Zazdroszczę ludziom tego daru: radości, umiejętności cieszenia się starością. Czuję się jako wypalony do cna pusty garnek, który kopnięty przez los rozsypie się. Karola napisała:
OdpowiedzUsuń..” pewnie wszyscy walczą do końca trochę jak tonący, silniejszy dłużej pomacha łapkami słabszy krócej ale obaj walczą do końca ich możliwości walki. Wielu staruszków "macha łapkami" na basenach, zajęciach salsy itd czy odchodzą mniej świadomie, nie chcą puścić życia, każdy w innym czasie odda "kluczyki od samochodu" – i nie bardzo mogę zgodzić się z takimi stwierdzeniami. To „machanie łapkami” jest jednym ze środków pozwalających cieszyć się starością, uniezależnia od otoczenia i ci „machacze” mający świadomość przemijania chcą żyć normalnie – a nie czekać na kogoś, żeby im zmienił pampersa.
I ja też „macham łapkami” i pracuję zawodowo (chociaż nie musiałabym) i mam parę pasji, które dopiero teraz rozwijam i chciałabym jeszcze nauczyć się tego i owego. Pozwalam sobie na ekstrawaganckie zakupy , jeśli tylko mają mi one sprawić radość. Nie myślę o odchodzeniu, bo wtedy jest „straszno” – że jeszcze tyle można było zrobić, zobaczyć. Czasami zachowuję się tak, że padają pytania: czy ty masz zamiar żyć 150 lat? Włosy oczywiście maluję, śledzę modę a mój syn wyraża się o moim wieku: „moja mama sporo już w swoim życiu widziała”.
Więc dziewczyny uszy do góry, każdy z nas odejdzie, tyle że w życiowym rozkładzie jazdy każdy odchodzi o innym czasie. Żyjcie tak, jakbyście miały przed sobą co najmniej 150 lat udanego życia. Nie wolno rezygnować z uciech, a kobietom po – dziesiątce wszystko wolno.
Gaduła
O rany ja też bym chciała cieszyć się swoją starością i ni e narzekać. http://www.czas-seniora.pl
OdpowiedzUsuń