Dzielnica jest nieodległa od centrum.
Secesyjne kamienice o pięknych fasadach ciągną się wzdłuż kameralnych niegdyś ulic. Duża część misternych gzymsów, zdobień i płaskorzeźb niezmiennie trwa tam, gdzie powinna, już drugie stulecie. Większej części drewnianych okien nie wymieniono jeszcze na plastikowe, z syntetycznym połyskiem. Nadal z łatwością można odnaleźć miejsca, w których między domami stały stajnie albo zagrody dla zwierząt. Dawna zajezdnia tramwajowa ciągle opiera się komercyjnym zakusom prywatnego właściciela. Co prawda część wielkich, starych drzew niedawno wycięto a w ich miejsce posadzono nisko zaszczepione pędy – władze miejskie „rewitalizują” okolicę – ale klimat z powieści pewnej znanej pisarki dla dziewcząt ciągle trzyma się tego miejsca.
Sercem dzielnicy jest rynek, stały targ na placu okolonym dwiema pierzejami domów a z dwóch otoczony przez ruchliwe, brukowane ulice.
Na rynek ciągną co rano stare kobiety. Ubrane w buro-beżowe płaszcze ze zgrzebnej wełny, w nietwarzowe berety, taszczą za sobą torby na kółkach – w jedną stronę z zapadniętymi bokami, w drugą stronę pełne. Patrzą pod nogi, pospiesznie prą do celu. Marchew, ziemniaki, jabłka, chleb. Płaskie, znoszone pantofle nie hałasują na krzywych chodnikach.
- Swojaczek, kochanieńka, pokrojony i cztery knypelki. – sprzedawczynie ze straganów na rynku obsługują je z czułością. Podają najlepiej wypieczone bochenki, bo takich żądają kobiety, najdojrzalsze jarzyny.
Stare kobiety wysypują na dłoń drobne pieniądze ze zużytych portmonetek, dłoń drży, staruszka proponuje niepewnie, żeby ekspedientka sama odliczyła należność.
Stare kobiety, których nie widać. Jednakowe, przezroczyste. Dawno przestały być piękne. Jeżeli uwodziły, to dziesiątki lat temu. Od tego czasu już tylko służą. Obsługują, chociaż znikły. Mają zaczerwienione od pracy ręce, w małych pudełkach w kieszeni chowają pigułki na serce, na nadciśnienie, na obrzmiałe nogi, na bezsenność. Co rano truchtają na targ, chociaż przecież właściwie nie musiałyby się już spieszyć.
Patrzę na nie.
Myślę o tym, że i ja któregoś dnia zniknę – jak one.
Wystarczy przejechać biegnącą w dół aleją przez wąskie, ceglane oko pod wiaduktem kolejowym, żeby trafić w okolice parku. Park jest zadbany. Służby miejskie utrzymują ścieżki wokół stawu w niezmiennej czystości, ławki są wygodne i liczne, zadowoleni z życia emeryci uprawiają tu poranny nordic walking, nawet kiedy mży. Do parku idą też dziarskim krokiem kobiety pchające wózki z dziećmi. Te z jednym niemowlęciem, trzymają czasem biurowy fason i do dżinsów zakładają zgrabny żakiecik. Apaszkę. Biegną na spacer w gustownych obcasikach. Te z dwójką albo z trójką dzieci już odpuściły. Jedną ręką pchają wózek, drugą trzykołowy rowerek. Pasma zmierzwionych włosów spadają im w oczy. Widzę w ich twarzach „zupka, drzemka, deser. pranie. nie zapomnieć zapłacić za …”
- Nie przechodź beze mnie!
Dziarski trzylatek wyswobadza się z macierzyńskiego uścisku i trawersuje ulicę, tory tramwajowe i parkową aleję, byle prędzej dotrzeć na plac zabaw widoczny wśród drzew.
- Poczekaj! Uważaj! Stój! – krzyczy matka i się szamocze z głębokim wózkiem, którego kółka utkwiły między szynami. Tramwaj, z donośnym dzwonieniem wyłania się zza zakrętu.
W centrum miasta też dzwonią tramwaje, kierowcy zirytowani korkami w porannym szczycie komunikacyjnym trąbią a to na siebie nawzajem, a to dla ukojenia nerwów i wymachują zza kierownicy. Światła zmieniają się za wolno albo za szybko. Ktoś gwałtownie hamuje, pieszy wbiega za późno na przejście. Studenci spieszą się na zajęcia. Piękne, długowłose dziewczyny o wąskich biodrach i wydatnych piersiach idą wyprostowane. Stawiają sprężyste kroki, zwinne nogi w wysokich obcasach wystukują głośne staccato na chodnikach. Dziewczyny debatują między sobą z szeroką gestykulacją. Śmieją się głośno, w uśmiechu obnażają równe, białe zęby. Mają gładkie twarze, na których nieodległa data urodzenia nadal wypisuje „mogę wszystko”.
Mogą wszystko, wszystko jest przed nimi.
Niektórzy, tłumacząc siebie albo niewesołe losy innych mawiają „ech, bo tak mi/jemu/jej ułożyło się życie”. To z pozoru dość irytująca wymówka, dominuje w niej bierność, tak jakby życie żyło się samo, jakby tłumaczący siebie albo nieszczęśliwą ją/jego nie brał pod uwagę, że każdy przecież jest kowalem…
Cóż, w pewien sposób pewnie jest. Po większej części jednak nasze losy są powtarzalne i zdeterminowane przez fizyczność. Upływ czasu ściera młodzieńcze „mogę wszystko” na rzecz „muszę, trzeba, nie ma mnie”.
Nie myślisz?
Nie wprawia Cię to w przygnębienie?
Secesyjne kamienice o pięknych fasadach ciągną się wzdłuż kameralnych niegdyś ulic. Duża część misternych gzymsów, zdobień i płaskorzeźb niezmiennie trwa tam, gdzie powinna, już drugie stulecie. Większej części drewnianych okien nie wymieniono jeszcze na plastikowe, z syntetycznym połyskiem. Nadal z łatwością można odnaleźć miejsca, w których między domami stały stajnie albo zagrody dla zwierząt. Dawna zajezdnia tramwajowa ciągle opiera się komercyjnym zakusom prywatnego właściciela. Co prawda część wielkich, starych drzew niedawno wycięto a w ich miejsce posadzono nisko zaszczepione pędy – władze miejskie „rewitalizują” okolicę – ale klimat z powieści pewnej znanej pisarki dla dziewcząt ciągle trzyma się tego miejsca.
Sercem dzielnicy jest rynek, stały targ na placu okolonym dwiema pierzejami domów a z dwóch otoczony przez ruchliwe, brukowane ulice.
Na rynek ciągną co rano stare kobiety. Ubrane w buro-beżowe płaszcze ze zgrzebnej wełny, w nietwarzowe berety, taszczą za sobą torby na kółkach – w jedną stronę z zapadniętymi bokami, w drugą stronę pełne. Patrzą pod nogi, pospiesznie prą do celu. Marchew, ziemniaki, jabłka, chleb. Płaskie, znoszone pantofle nie hałasują na krzywych chodnikach.
- Swojaczek, kochanieńka, pokrojony i cztery knypelki. – sprzedawczynie ze straganów na rynku obsługują je z czułością. Podają najlepiej wypieczone bochenki, bo takich żądają kobiety, najdojrzalsze jarzyny.
Stare kobiety wysypują na dłoń drobne pieniądze ze zużytych portmonetek, dłoń drży, staruszka proponuje niepewnie, żeby ekspedientka sama odliczyła należność.
Stare kobiety, których nie widać. Jednakowe, przezroczyste. Dawno przestały być piękne. Jeżeli uwodziły, to dziesiątki lat temu. Od tego czasu już tylko służą. Obsługują, chociaż znikły. Mają zaczerwienione od pracy ręce, w małych pudełkach w kieszeni chowają pigułki na serce, na nadciśnienie, na obrzmiałe nogi, na bezsenność. Co rano truchtają na targ, chociaż przecież właściwie nie musiałyby się już spieszyć.
Patrzę na nie.
Myślę o tym, że i ja któregoś dnia zniknę – jak one.
Wystarczy przejechać biegnącą w dół aleją przez wąskie, ceglane oko pod wiaduktem kolejowym, żeby trafić w okolice parku. Park jest zadbany. Służby miejskie utrzymują ścieżki wokół stawu w niezmiennej czystości, ławki są wygodne i liczne, zadowoleni z życia emeryci uprawiają tu poranny nordic walking, nawet kiedy mży. Do parku idą też dziarskim krokiem kobiety pchające wózki z dziećmi. Te z jednym niemowlęciem, trzymają czasem biurowy fason i do dżinsów zakładają zgrabny żakiecik. Apaszkę. Biegną na spacer w gustownych obcasikach. Te z dwójką albo z trójką dzieci już odpuściły. Jedną ręką pchają wózek, drugą trzykołowy rowerek. Pasma zmierzwionych włosów spadają im w oczy. Widzę w ich twarzach „zupka, drzemka, deser. pranie. nie zapomnieć zapłacić za …”
- Nie przechodź beze mnie!
Dziarski trzylatek wyswobadza się z macierzyńskiego uścisku i trawersuje ulicę, tory tramwajowe i parkową aleję, byle prędzej dotrzeć na plac zabaw widoczny wśród drzew.
- Poczekaj! Uważaj! Stój! – krzyczy matka i się szamocze z głębokim wózkiem, którego kółka utkwiły między szynami. Tramwaj, z donośnym dzwonieniem wyłania się zza zakrętu.
W centrum miasta też dzwonią tramwaje, kierowcy zirytowani korkami w porannym szczycie komunikacyjnym trąbią a to na siebie nawzajem, a to dla ukojenia nerwów i wymachują zza kierownicy. Światła zmieniają się za wolno albo za szybko. Ktoś gwałtownie hamuje, pieszy wbiega za późno na przejście. Studenci spieszą się na zajęcia. Piękne, długowłose dziewczyny o wąskich biodrach i wydatnych piersiach idą wyprostowane. Stawiają sprężyste kroki, zwinne nogi w wysokich obcasach wystukują głośne staccato na chodnikach. Dziewczyny debatują między sobą z szeroką gestykulacją. Śmieją się głośno, w uśmiechu obnażają równe, białe zęby. Mają gładkie twarze, na których nieodległa data urodzenia nadal wypisuje „mogę wszystko”.
Mogą wszystko, wszystko jest przed nimi.
***
Niektórzy, tłumacząc siebie albo niewesołe losy innych mawiają „ech, bo tak mi/jemu/jej ułożyło się życie”. To z pozoru dość irytująca wymówka, dominuje w niej bierność, tak jakby życie żyło się samo, jakby tłumaczący siebie albo nieszczęśliwą ją/jego nie brał pod uwagę, że każdy przecież jest kowalem…
Cóż, w pewien sposób pewnie jest. Po większej części jednak nasze losy są powtarzalne i zdeterminowane przez fizyczność. Upływ czasu ściera młodzieńcze „mogę wszystko” na rzecz „muszę, trzeba, nie ma mnie”.
Nie myślisz?
Nie wprawia Cię to w przygnębienie?
________________________________________________________
(w przygnębienie wprawia mnie fakt, że nie umiem tak potoczyście pisać jak Ty.
i już nie nauczę się.
a szkoda).
mogę.
bardzo dawno temu byłam pewna, że zawsze będę młoda: z udami bez cellulitisu, sterczącymi piersiami i jędrną pupą.
muszę.
ciąża uświadomiła mi, że istnieje kolej zdarzeń.
sztafeta, która jest obowiązkowa.
plan do zrealizowania.
dziecko, kariera. dom, drzewo.
wówczas spoglądałam w lustro i powtarzałam - obiecaj ładnie się zestarzeć. dojrzewaj jak wino.
trzeba.
przez chorobę znalazłam się niespodziewanie w trzeba.
przez pierwsze miesiące buntowałam się, teraz już rzadziej.
- trzeba wziąć lekarstwa? - ja nie chcę!
- mam grubo się ubrać? - a po co?
każdego dnia walczę o muszę - ono określa mój poziom uczestniczenia w życiu, moją witalność.
są jednak dni, gdy trzeba króluje bezpardonowo.
z rozsądku staram się dzielić siebie między muszę i trzeba, choć sercem chciałabym być jak najczęściej muszę.
trzeba odpocząć. trzeba zjeść ciepły posiłek.
ach, jak mnie to złości!
nie ma mnie.
dotykałam przez kilka tygodni nie ma mnie.
z każdą chwilą było mnie mniej. znikałam fizycznie i psychicznie.
przypadkiem uciekłam.
ale moje nie ma mnie jest na horyzoncie. czeka na mnie.
chwyta mnie za gardło przy odbiorze wyników badań medycznych.
wgryza się w żyły, gdy przyjmuję chemioterapię.
siedzi na ramieniu, jak papuga marynarza i nabija się ze mnie, że z nim walczę.
myślę, że gdy nie ma mnie przychodzi o czasie, po przeżytym życiu, po wykochaniu się do upadłego, po wyłaskotaniu do spazmów, po zjedzeniu ton suszi, po przemierzeniu tysięcy mil, przyjmuje się je z zadowoleniem, jak nagrodę.
mnie nie ma mnie wprawia w przygnębienie, że nie zdążę, a przecież muszę jeszcze tyle zrobić.
No i popłakałam się, pięknie piszecie.
OdpowiedzUsuńale czy to powód do płaczu?
OdpowiedzUsuńMoja starsza córka mówi: "już postanowiłam. Na starość będę jak Coco Chanel".
OdpowiedzUsuńMam 44 lata. Ciągle myślę, że nic się jeszcze nie zaczęło.
Piszecie o oczywistych oczywistościach, a jednak wpadam w osłupienie, refleksje przychodzą same( tak, tak wbrew temu co kilka notek temu chciałyście udowodnić;)wielokrotnie zastanawiałam się jak bezwzględnie czas się z nami obchodzi.
OdpowiedzUsuńSpotykając znajomych , tych od lat nie widzianych, słyszymy: " o jak pięknie wyglądasz, nic się nie zmieniłaś, wypiękniałaś mmmmm" ale to fałsz, to ułuda... Jadąc gdzieś np. samochodem, spoglądając z daleka bezbłędnie rozróżniamy sylwetki ludzi, pochylone powolne ruchy starszej osoby, sprężyste kroki młodej dziewczyny kołyszącej biodrami, marzącej o spełnieniu, radosne podskoki nastolatki.Wprawia mnie w panikę myśl jak czas sieje w nas spustoszenie, jak bez sensu gonimy dzień za dniem zbliżając się do Armagedonu. W odpowiednim czasie śmierć jest zbawieniem, wiele znanych mi starszych osób czeka na nią jak na przyjaciółkę, która pomoże w potrzebie, która otuli i przygarnie.Są pogodni, uśmiechnięci, łagodni. Kiedy mamy jeszcze wiele spraw do zrobienia, uregulowania, naprawienia boimy się, wpadamy w popłoch, strach nas obezwładnia.Kiedyś myślałam, że mogę wszystko, dzisiaj mam poczucie wielkiej straty czasu, straconych możliwości, źle wybranych dróg, nieodwracalnych decyzji . które jednak spowodowały, że spotkało mnie wiele dobrych rzeczy:)Czasem chciałabym cofnąć czas, ale tak miało być, miałam być tu i teraz , miałam dać życie takim, a nie innym dzieciom, wspaniałym dzieciom. Pogodziłam się z tym, że moje marzenia pozostaną marzeniami, a ja się odradzam w moich dzieciach, kiedyś wnukach.Ta świadomość pozwala mi się cieszyć tym co mam i dziękować za to co mam.Mam wiele do zrobienia i pełno we mnie lęku, by zdążyć.Lęku ze względu na dzieci
Ja tez się popłakałam...Nie wiem dlaczego, ale ostanie zdania bardzo mnie wzruszyły. Dziś mija 7 miesięcy od śmierci mojego ukochanego Dziadka, który zmarł na raka trzustki.On mimo swoich 80 lat, do samego końca miał psychikę 40 latka i myślę , ze śmierć baardzo go zaskoczyła.On był z tych co myślą, że są nieśmiertelni, ja tez tak myślałam, ze ON bedzie zawsze.Nie mogło być inaczej. Do dziś w to nie wierze.Stawiając czerwoną róże na jego grobie, mam wrażenie, ze stawiam ją nie jemu, tylko NIEWIADOMOKOMU.Dziadulek farbował włosy na czarno, zeby nie wyglądać jak ,,jakiś staruch", śmiał się od ucha do ucha, bez przerwy, jadł ciastka z kremem, popijał je kawą, chociaż nie mógł.Lekarz zabronił. On mówił - a co mi lekarz bedzie ustalał dietę,lubie słodkie, bede jadł. Nie wiem czy On, mój Ukochany czuł lęk, czy bał się śmierci. Chyba nie.Bo on nie był na nią gotowy.Miał trudności z chodzeniem, tak był wyczerpany, ale wyjmował swój grzebień i czesał włosy.Perfumował się. Kilka dni przed śmiercią, pachniał już inaczej.Drżałam ze strachu, czułam, ze to ONA tak pachnie...I przyszła 14 grudnia o 10. Mama mówiła, ze był uśmiechnięty, ale zdziwiony. To już, teraz? Ale nie sprzeciwiał się.Odszedł spokojnie.Takie było tez jego życie. Pełne miłosci do wnuków, ludzi, zwierząt,do całego świata. On chyba zrobił wszystko co miał zrobić.Każdy z nas , ma swój czas na tej Ziemi. Powinnismy zyc tak, aby osiągnąć wewnętrzną równowagę, na tyle silną, zeby smierć nie była dla nas zaskoczeniem.Choć zawsze będzie czymś nagłym. Przeraża mnie upływający czas...boje się o dziecko, ze nie zdążę nauczyć go żyć, że nie pokaże mu świata...Marta
OdpowiedzUsuńJaki piękny opis poznańskich Jeżyc...
OdpowiedzUsuńJesteście genialne...
OdpowiedzUsuń...moja droga do pracy...
.....moje przemyślenia...
Chustko, ja o formie. :)
OdpowiedzUsuńZorka - redaktor, korektor, filolog bardzo polski prawdę Ci powie:
Owa potoczystość, przymiotniki, ubieranie rzeczy w dwie, trzy kiecki na raz (zamiast opisać raz, a dobrze) to protezy.
Popatrz jak pisze Szymborska, jak pisał Herbert.
Mistrzostwem świata jest umiejętność selekcji, oszczędność. W sedno nie trafia się od razu, trzeba skreślać, pisać i skreślać, pisać i wciąż skreślać...
W potoczystych stylach innych blogów, nawet bardzo uhonorowanych (...nie za jakość bynajmniej, a za ilość), czasem nawet całkiem sprawnie napisanych, twoja Chustka świeci. Światłem nieodbitym.
Znamienne - najlepiej napisane blogi nie przeszły do dalszego etapu (choćby blog "U autystek") - tak jest zresztą co roku. Wybiera naród.
Uwielbiam twój styl, Asiu. Może nawet sama nie wiesz, jak sprawnie posługujesz się piórem, jak bardzo piękna jest twoja oszędność, dorzeczność, dosedność.
Masz mistrzowskie pióro. Sprawną ręką, w kilku zaledwie kreskach, oddajesz istotę rzeczy - innym zajęłoby to kilka stron.
A więc głowa wysoko, dziewczyno! Masz talent - bez cienia wątpliwości! :)
Pozdrawiam,
zorka
ps. Na Chustce mogę się logować pod swoim nickiem, tu nie wychodzi.
a ja mysle, ze nie liczy sie dlugosc zycia tylko jakosc, lepiej zyc na 100% przez rok niz trwac w duchowej hibernacji przez kilkadziesiat
OdpowiedzUsuńto wyswiechtany tekst- traktuj kazdy dzien jakby mial byc ostatni ale trzeba miec mlot nad glowa zeby rzeczywiscie zrozumiec o co w tym chodzi
wiem po sobie, ze czasem tylko ekstremalne sytuacje sa w stanie obudzic mnie naprawde, przez wieksza czesc czasu albo przezywam traumy przeszlosci albo snuje fantazje o przyszlosci- a to pulapka
tak zwyczajnie i poprostu dotknęłyście wielkiej sprawy... po ludzku... gdzie ja jestem? nie wiem, przegryźć to muszę... bardzo Wam dziękuję za ten wpis.... sisi
OdpowiedzUsuńa ja nie wiem czy zdąże, ale CHCĘ jeszcze tyle zrobić. "Muszę" sprawia, że mam topór nad szyją i "tyle do zrobienia" nie jest już dla mnie przyjemnością. Mam nadzieję, że istnieje reinkarnacja - wtedy zdążę ze wszystkim :)
OdpowiedzUsuńcudowne to
OdpowiedzUsuńJa już nie płaczę. Oswoiłam się ze śmiercią i od 4 r.ż, zaczełam mieć niejasne podejrzenia że piekło nie jest gdzieś tam tylko na ziemi. O nie, nie napiszę Wam że miałam męża pijaka który do tego wszystkiego co niesie alkoholizm mnie bił. Mój mąż i moje dzieci to największe cuda świata. SĄ jednak inne rzeczy które sprawiają ze że życie to piekło. Nie napiszĘ również że jestem ponurakiem. Większość ludzi zazdrości mi uśmiechu a realne trolle utopiłyby mnie w łyżce wody za wygląd i uśmiech. Tak jak Chustkę! Zatem piekło jest na ziemi, nie ma co płakać a w życiu NALEŻY SZUKAĆ TYCH PEREŁEK KTÓRE POMIMO TRAGIZMU DAJĄ RADOŚĆ CHWILI.Jeszcze jedno: TRZEBA WKŁADAĆ WIELE WYSIŁKU WE WSZYSTKO: wtedy jest dobrze.
OdpowiedzUsuńPan który wygraża za kierownicą i trąbi już dawno mnie nie wyprowadza z równowagi. Dla mnie jest żałosny.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam rano Wasz wpis i wszystko się we mnie uśmiechnęło w środku ze zrozumienia. Nie mam niestety Waszego daru pisania, nie umiem wyrazić emocji,które teraz mnie opanowały.Nie umiem być zwięzła i dosadna... Ale od dziś straciłam już wszelką wiarę.. w leczenie, w terapię. Nie wierzę lekarzom - ich tabletkom, kroplówce, zastrzykowi, niczemu, to wszystko o kant dupy rozbić.Kto przeżyje to kwestia przypadku lub jak kto woli opatrzności bożej. Tomek umarłpół roku po swoim ślubie, Tomasz- dwa dni po tym,jak urodził mu się syn, Artur z pokoju obok - niby wyzdrowiał - pojechał na kpontrolne badanie,lekarze namówili go na jeszcze jedną chemie - tak dla bezpieczenstwa i postawienia kropki nad i- no i postawili - z chemii nie wrócił, Piotrek- też uzdrowiony - spadł z krzesła w czasie narady, karetka nawet nie zdążyłą przyjechać, blogowi - Renata, Bena, Jazzowa, Paulina, Kuba, Andzia... kurde, kto przeżył? Jaki jest klucz? To wyliczanka, ślepy los..? Bo chyba z leczeniem to niewiele ma wspólnego. Jak się to ma do mogę, muszę,trzeba, nie ma mnie? Czy może tak naprawdę jest tylko jak jest a ja ani nie mogę ani nie muszę ani nawet nie trzeba, bo cokolwiek by,m nie zrobiła jest to g... warte... nie wiem. Ten komentarz pewnie się nie wpisuje w klimat, jeśli jest coś nie-halo, to usuńcie go dziewczyny, bo nie jest moim zamiarem irytować ludzi...nie chodzę po blogach żeby poszukiwać sensacji, żyć życiem innych albo pisać mądre komentarze,żeby pokazać jaka to ze mnie wybitnie inteligentna osóbka,która osiągnła już poziomy - ponad - poziomy (he he - macie tu taką jedną komentującą), ja jestem durna i szukam odpowiedzi.. dziś dopadła mnie totalna beznadzieja, żal i wkurwienie na świat i ludzi i wszystko, na te lekko pisane komentarze - że Bóg organizuje sobie drużynę i zbiera najlepszych,wrr...a puknijcie się w łeb piszący - pewnie nie zagląda
OdpowiedzUsuńwam panika przez ramię... szukam odpowiedzi dziewczyny - i u Was wiele znajduje! dlatego pytam! jeśli coś nie tak- do kosza...
Zorka - korektorko: co to jest "dosedność"?
OdpowiedzUsuńPrzez Twoje blogi Chustko zaczynam świat oglądać Twoimi oczami... Łapię się na myśli,co Chustka na to... Boję się tego wirtualnego zbliżenia - nieobyta jestem :) A przecież mam swoje oczy... swoje życie...
Ech...
to proste - dosadne trafianie w sedno
OdpowiedzUsuńJakie to piękne co napisałyście, takie po ludzku łapiące za serce, wyciskające łzy z oczu. Obie mądre, piękne, charakterystyczne....uwielbiam Was czytać i mam nadzieję, ze jeszcze długo będę mogła czytać Chustkę.
OdpowiedzUsuńWitajcie...
OdpowiedzUsuńA ja napiszę o swojej mamie. Niech będzie z małej, chociaż człowiek wielkiego formatu (czuję :-) Jest pewnie w wieku Waszych mam. Dodałam dla porządku. - Wiesz, zadzwonię do Ciebie, pomożesz mi wnieść torby. - Dobrze, puść sygnał. Na targ pojechała przed pracą, swoim opisanym nazwą firmy samochodem. Pracująca mama emerytka. Na targu jest zdrowiej i taniej (tak to widzę). Myślę głównie o warzywach i owocach. Schodzę więc po 17:00 z jej Wnuczką, a nie moją córeczką na dół i mała dostaje do łapki do niesienia nowe buty babci, na wysokich obcasach. Bo babcia ciągle chce te wysoki obcasy nosić. Tak bardzo podziwiam aktywność mojej mamy. I jeśli prawdą jest, że córki upodabniają się do matek - ja tak chcę! Jesli chodzi o bardzo młode dziewczyny, studentki, niech będzie polonistyki. Postawcie przy nich np. Marię Janion. Chciałabym wypić kawę z Panią Profesor, gdyby zechciała. Jej słów chciałabym posłuchać.
Czy też podziwiacie 80-latki z kapelusikach? Ładnie umalowane? W rękawiczkach? Czy też mają poczucie obsługiwania? Uwodzą? Po prostu - są.
Sylwio,
OdpowiedzUsuń"dosedność" (do-sedność) to zwykły neologizm wydłubany na potrzebę chwili.
Czuwaj :)
zorka
"gdy nie ma mnie przychodzi o czasie (...)przyjmuje się je z zadowoleniem, jak nagrodę".
OdpowiedzUsuńteż tak przypuszczam.
nic dziwnego, że nie czujesz się gotowa. w końcu ten moment jeszcze nie nadszedł, piszesz tu, odpowiadasz - to jeszcze nie jest "o czasie". piszesz, siedzisz za kompem w tej chwili, znaczy - "o czasie" będzie później.
a jesli okaże się, że to "o czasie" nadejdzie za pięć minut, bo powiedzmy walnie bomba wodorowa - poczujesz się gotowa i przyjmiesz je z zadowoleniem.
co tyczy się każdego z nas.
innymi słowy, jeśli nie czujemy się gotowi, znaczy że na pewno to "o czasie" to pieśń przyszłości.
z tego wynika - uczucie strachu przed śmiercią sygnalizuje nam, że hola, hola, ale trzeba jeszcze pożyć.
tak to sobie tłumaczę i ogarnia mnie spokój. nawet jeśli to pokrętna logika, nic mnie to nie obchodzi :)
To było ładne - szapo ba !!
OdpowiedzUsuńTradycyjnie pozdrawia - Ania B.
piękne, wzruszające, brakuje mi tylko przemyślenia typu: ja chcę, ja marzę...
OdpowiedzUsuńja chcę, ja marzę są wcześniejsze w stosunku do ja mogę.
OdpowiedzUsuńtak wyczuwam.
Chustko
OdpowiedzUsuńpiszesz pięknie, prosto, do samego serca.
genialnie.
czekam na jeszcze.
Zimno, ciepło, gorąco, Chustka! :)
OdpowiedzUsuń(zorka)
Wybacz Zimno, ale często twoje przydługie zdania opisujące masło maślane trochę nudzą :( sorry
OdpowiedzUsuńSłowa i zdania Chustki to esencja, sedno, podteksty do przemyśleń i radość z czytania.
Ivona
Joasiu, piszesz świetnie, bez zbędnych ozdobników, barokowych protez, zimno niech się uczy
OdpowiedzUsuńnajwiekszym dramatem choroby nowotworowej jest swiadomosc zblizajacego sie konca, ktory kazdego czeka. Statystycznie biorac nie jest tak najgorzej
OdpowiedzUsuńbiorac pod uwage , ze najczestsza przyczyna konca jest smierc na zyczenie - samobojstwo i na drugim
sprowokowana - wypadki motoryzacyjne. Predzej czy pozniej czeka kazdego. Pozniejsza nie bywa latwiejsza.
czy "knypelki" to bułeczki? i jakie bułeczki?
OdpowiedzUsuńDorota
=> Dorota: http://www.fawor.com.pl/katalog.php?cpath=8&prodid=18
OdpowiedzUsuń:)
zimno
zimno--dziękuję :)
OdpowiedzUsuńteż już znalazłam, jak piszą w "słowniku poznańsko-polskim' http://www.uampoznan.fora.pl/hydepark,49/slownik-poznansko-polski,76.html: "knyple - podłużne, kanciaste bułki (brak odpowiednika w innych stronach)". Czyli bułeczki lokalne :)Po wguglaniu "knypel" wyskakuje najpierw http://pl.wikipedia.org/wiki/Pobijak czyli rodzaj młotka. Ciekawe, czy nazwa tych bułeczek pochodzi też od "Knüpfel".
niewykluczone, że pochodzi, bo knyple są dość twarde ;)
OdpowiedzUsuńa skoro już o knyplach mowa, to „swojaczek” jest tu: http://www.fawor.com.pl/katalog.php?cpath=9&prodid=31
tekst jest w podtekście o patriotyzmie lokalnym :)
z.
A ja zazdraszczam Zimno jej stylu. Umiejętności opisu, dostrzegania drobiazgów, dźwięków, zapachów. rewelacja. I dobrze, że ma inny styl od Chustki- dzięki temu świetnie się czyta obie utalentowane kobitki :)
OdpowiedzUsuńMieszkam niedaleko kościoła. Codziennie rano mijam te kobiety w swoich wysłużonych płaszczach, wracające z porannej mszy. Gdy je mijam, gadają codziennie o tym samym- kto umarł, kogo co boli, jakie te leki drogie... Trochę mnie to przeraża- taka wizja starości. Ale latem spotkałam osiemdziesięciolatkę, która w pomalutku wędrowała w kierunku Doliny Pięciu Stawów... tam się raczej widzę. Pożyjemy, zobaczymy....
Nasze życie nie zależy tylko od nas, ani życie innych tylko od nich. Żyjąc kierujemy swoim losem tylko w części, po części zależy on od innych ludzi, których spotykamy na swojej drodze. Tak samo my mamy wpływ na los innych. Czy nam się to podoba czy nie, jesteśmy częścią większej całości.
OdpowiedzUsuńNie możemy się łudzić, że da się nas od siebie oddzielić, że każdy jest niezależnym bytem. Możemy dawać z siebie wszystko, ale jeśli nie będzie koło nas innych osób, pozostaniemy przezroczyści. Jednocześnie nie powinniśmy przechodzić obok innych obojętnie mówiąc "tak im się ułożyło". Jeśli my na nich zwrócimy uwagę, jeśli my wydobędziemy ich z niebytu, to znów zaistnieją, staną się ważni. Chociaż na chwilę.
Nie wierzę też w "muszę". Nic nie musimy. Mamy wolną wolę. Jeśli ktoś powiela schemat, to znaczy, że chce. To jego wybór. Ja np. wybrałam inną drogę. Bez rodziny, bez dzieci, bez kariery rozumianej jako wyścig szczurów za sałatą. Można mieć inne cele. Można mieć inny sens. Nie ma żadnego z góry narzuconego planu. Jesteśmy wolni. Możemy podążać za innymi, ale możemy też dreptać swoją ścieżką.
pieknie napisane. az mam ochote wybrac sie do parku solackiego, parku mojego dziecinstwa.
OdpowiedzUsuńmirabelka
=> Kaja: ja z kolei nie mam żadnego zaufania do teorii wolnej woli i nie ośmieliłabym się twierdzić, że wybrałam swój los. bliższa jest mi teza, że to mój los wybrał mnie.
OdpowiedzUsuńi nie twierdzę, że NIC od nas nie zależy, ale WSZYSTKO również nie. nie wybieramy miejsca ani czasu urodzenia, ani rodziny, ani umiejętności/predyspozycji, ani płci, ani upodobań, ani skłonności do tycia, niebieskich oczu, czterdziestego drugiego rozmiaru buta również nie ma się na życzenie. z imponderabiliów wybieramy doprawdy niewiele.
zimno
Nie twierdzę, że wszystko od nas zależy (patrz pierwszy akapit). Jednak to jak kierujemy swoim życiem, jakie sobie stawiamy i realizujemy cele w okolicznościach, w których funkcjonujemy, to nasza własna decyzja.
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie ja akurat wierzę, że sami wybieramy sobie życie, czas urodzenia, rodzinę itd., a jedyne co nas ogranicza to decyzje innych osób. Wierzę, że sami wystawiamy się na próby rzucając sobie czasem kłody pod nogi. No, ale to już tylko moja prywatna opinia,...
zimno--dziękuję za informację, 'swojaczka' się domyśliłam, tak mi się wydawało, że to chleb 'swojski"
OdpowiedzUsuńu mojego pana chlebowego kupuję najczęściej "pół chłopa", co nieodmiennie prowadzi do dyskusji, na co mi się taki półchłop przyda :)
Co do wolnej woli, wolnego wyboru--ja wierzę, że nawet w sytuacji, w której dokonanie wolnego wyboru jest skrajnie ograniczone przez okoliczności, na które nie mamy wpływu, pozostaje kwestia zachowania wewnętrznej wolności. Czyli brak wolności wyboru nie ogranicza wolnej woli. Wierzę w to, choć nie chciałabym być poddana takiej próbie.
Co do "muszę"--jest taki rodzaj "muszę", który poznaje się, kiedy jest się odpowiedzialnym za kogoś; za dziecko, za niedołężnych rodziców czy w ogóle za kogoś, za opiekę nad kimś przyjęło się odpowiedzialność. Nawet za psa czy kota. Coraz częściej, kiedy wykonuję takie czynności, z owego "muszę" wynikające, zaczynam odczuwać wdzięczność--że jestem w stanie je wykonywać. Może to wynika z coraz silniejszej świadomości przemijania? Uświadamiam sobie w takim momencie, w jak niewielkim stopniu jestem jednak ograniczona czynnikami zewnętrznymi--wbrew temu, co czasem skłonna byłabym pomyśleć.
No, i pozostaje kwestia rozróżniania między wolnością a samowolą :)
Dorota
nie wiem, waham się pisząc ten tekścik. bo zawszę przyznaję rację tym, którzy mówią-nie podoba Ci się- nie czytaj, nie komentuj, odejdź sobie trollu. ale już przeczytałam, już za późno.. i przeciwnie-podoba mi się. bo niegłupie, naprawdę-bardzo. ale to będzie jednak krytyczny komentarz. komentarz o nierówności.
OdpowiedzUsuńtak bardzo razi mnie przepaść między autorkami, być może tylko stylistyczna, nie intelektualna, ale głęboka.. o ile teksty pierwszej to prawdziwe perełki, mogłabym czytać je choćby dla samej formy tylko, ale nie.. obserwacje też, niebanalne, nieoczywiste, umiejętność spojrzenia na zwykłe rzeczy w sposób, który oszałamia, każe się zastanowić, daje mentalnego kopa, o tyle wpisy drugiej pani.. to takie dreptanie w miejscu, próba nadążenia za pierwszą, nawiązania dialogu na równym poziomie-nieudana, oj nieudana.. druga pani ma swoją tragiczną story, która porusza i niepokoi, ale sama story to za mało, żeby mieć tu poczucie wymiany myśli równorzędnych partnerek. pewnie poza blogiem paniom to się udaje, skoro powstał pomysł, ale tu:niebo i ziemia.jeśli ktoś w pisaniu pierwszej pani dostrzega "barokowe protezy" i cokolwiek zbędnego.. well.. proponuję subskrybować znajomych na twitterze, blipie i innych takich. będzie tylko to co niezbędne. "wstałam, zjadłam, porzygałam się, a teraz płaczę" itp.
so, mój pierwszy, na poły trollowy wpis, done! pozdrawiam
A ja myślę, ze oprócz wspaniałego warsztatu, który masz Chustko przebija coraz większa niechęć do ludzi i twój blog powoli robi się gdzieś tam-podskórnie agresywny.
OdpowiedzUsuńNie przewróciło ci się w głowie Celebrytko-Chustko?
Nie wiem - tak jak kiedyś czytałam twój blog z radością łapania twoich myśli i wrażeń - tak teraz wyczuwam w nim coś -nie-halo...
No oczywiście masz do tego prawo-to twój blog - ale skoro go upubliczniasz to ja tez mam prawo go nie tylko czytac ale i komentować.
=> Dorota: muszę przemyśleć „muszę” wynikające ze świadomie przyjętej na siebie powinności. to w sumie nieoczywiste muszę. „muszę”, w którym jest „chcę”.
OdpowiedzUsuńmówisz, że to Ci uświadamia, że w niewielkim stopniu ograniczają Cię czynniki zewnętrzne? rzekłabym, że mnie wprost przeciwnie, ale – pomyślę o tym ;)))))))))))))
z.
zimno--tak, oczywiście, w "muszę", które wynika ze świadomie przyjętej na siebie powinności zawiera w sobie "chcę". choć czasem trudno o tym "chcę" pamiętać (jako matka dzieciom dobrze wiesz, co mam na myśli :)).
OdpowiedzUsuńto taka moja arytmetyka 9a może dzielenie na zbiory?)--rozkładam moje "muszę" na kupki i okazuje się, że tych 'muszę", zawierających "chcę" jest znacznie więcej, niż "muszę", gdzie nie jestem w stanie się doszukać "chcę". a kiedy uświadomię sobie, że jestem w stanie wykonać owo "muszę", to widzę bardzo wyraźnie, że ograniczeń jest tak naprawdę niewiele. niedawno skręciłam sobie nogę--i zobaczyłam, że "nie mogę" jest dużo straszniejsze, niż "muszę". uświadamiam sobie, że mam to szczęście, że mogę, a w każdym razie--póki co, mogę. wiem, że z wiekiem pojawią się ograniczenia ( a niekoniecznie z wiekiem, mogą się pojawić nagle i jak grom z jasnego nieba): czy to z powodu choroby, czy to stopniowego ograniczenia fizycznej sprawności, czy wreszcie z powodu gorszej sytuacji finansowej. póki co--tych ograniczeń mam tak naprawdę niewiele, i dlatego wobec "muszę", które wynika u swych podstaw ze "chcę" coraz częściej odczuwam wdzięczność, że--no, właśnie, że mogę. co nie znaczy, że zawsze mi się chce, że nie mam nigdy dość tego muszenia i tak dalej. tylko coraz częściej mi się perspektywa odwraca :)i mniej mnie boli "muszę", kiedy uświadomię sobie, że mogę i jak to jest cenne.
Dorota
alpenlove zgadzam sie w 100%, uwielbiam czytac zimno, chustke tez ale na jej wlasnym blogu, tu wyglada jakby nie nadazala
OdpowiedzUsuńale jakie "jakby nie nadążała"? każda pisze inaczej, tu jest dwugłos, dwublog, taka odmiana gatunku, jakim jest blog jako taki. że jest lapidarna w stylu? to znaczy, że nie nadąża?
OdpowiedzUsuńDorota
@dorota- nie. lapidarna, fakt, nie lubię- ale jaki kto styl preferuje, jaką formę przekazu myśli, to jego sprawa, lubisz kawę na ławę-ok, może to też sztuka.
OdpowiedzUsuńdruga pani nie ogarnia z lekkością Zimna,odpowiada jak w ankiecie (oczywiście przerysowuję), jakby robiąc notatki ad 1 ad 2 ad 3 w zeszycie.. nie ma w tym polotu, jest przyziemność, jest smutna story. jest i mądrość, i taki rodzaj refleksji, który lubię. ale jednak tego, co stanowi o przepaści między autorkami, tego czegoś ulotnego drugiej pani brakuje.
przed chwilką zajrzałam na blog Chustki i ze zdziwieniem zauważam, że ona sama bez Zimno zyskuje. tu znika.. niech będzie, że po prostu się różni. ale wg mnie jednak nie nadąża, nie dorównuje po prostu..
alpenlove - de gustibus disputandum non est . jedni wolą styl prosty i lapidarny (Chustka), inni nasycony środkami stylistycznymi (Zimno).
OdpowiedzUsuńtutaj oba style mieszają się - lecz nie całkowicie; być może w sposób zamierzony, a być może na zasadzie podświadomego przejęcia stylu - lecz nie na sto procent, skoro Chustka pozostaje Chustką.
inaczej:
można powiedzieć - egze-geza dąży do spójnego stylu, lecz nie na zasadzie wyzbycia się indywidualności własnego języka. to jest podejście akceptujące.
można też powiedzieć, iż jeden głos "nie nadąża, nie dorównuje po prostu" (bo Chustka pozostaje Chustką, bo style mieszają się w kierunku spójności stylu lecz nie na sto procent). i to jest podejście negatywne.
wszystko zależy od tego, co w tobie przeważa: stylista-purysta czy czytelnik podchodzący do blogów z przymrużeniem oka.
To bardzo ciekawe: krytykujecie styl Chustki, a statystycznie większość komentarzy skierowana jest do niej. Czy Ona bardziej drażni, bardziej porusza?
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem autorki bardzo dobrze się dopełniają, ale już się dosyć wymądrzałam pod poprzednim postem, wystarczy.
pozdrawiam.
Zapalmy swieczke za Andzie ktora odeszla od nas 13.10 majac tylko 31 lat
OdpowiedzUsuńhttp://andzia-i-nieborak.blog.onet.pl/1,AR3_2011-10_2011-10-01_2011-10-31,index.html
chustka znała styl zimna wchodząc w spółkę.
OdpowiedzUsuń"w przygnębienie wprawia mnie fakt, że nie umiem tak potoczyście pisać jak Ty. i już nie nauczę się. a szkoda"
Może pisząc to sprowokowała komentarze na temat stylu, świadomie? przecież wie jakich ma czytelników i na co ich stać.
@anonimowy z 19:47: sprowokowała komentarze? Ja to odebrałam raczej jako wyraz--a, niech będzie--zachwytu dla tekstu zimna, może jeszcze trochę zazdrości (ale bez zawiści).
OdpowiedzUsuńa o "fishing for compliments" słyszeli a?:))
OdpowiedzUsuńIMO: szkoda, że Chustka kurczy się pod wpływem stylu Zimno. Trochę szkoda, że pod wpływem tego skurczenia pisze krótko, za krótko. Joanno, odwagi! Proszę posiedzieć nad tekstem nawet dzień :D Potrafisz, umiesz. Skoro przeplatają się i mają TU rację bytu oceny obu blogów... Zastanowiło mnie, czemu w blogu Zimno przerost formy nad treścią. Czy faktycznie trzeba pisać AŻ TAK o dzieciach, czemu z dzieci uczyniono właściwie niemal jedyny temat, czemu zwykłe czynności urastają do rangi prawie wydarzeń narodowych. Zejście dziecka ze stołka jest co najmniej zejściem z cokołu... No tak to czuję, co ja poradzę. I duży plus dla nienatretnego fotografowania dzieci tyłem. Styl Zimno rozwija się tu - nie oceniam, ale doceniam. Joanno, pierś do przodu, wierzę w Ciebie :D Jeszcze coś. I nie ukrywam, że z różnych względów stoję po stronie Joanny (krajanki, ta sama wieś :D - dialogujesz, Zimno prawie nie. Nie w tym tekście powyżej. Zalecam podobny egocentryzm. Podobne wsłuchanie sie w siebie, przekazanie własnego oglądu świata bez specjalnego zastanawiania się jaki będzie odbiór. No! :D
OdpowiedzUsuńżycie jest piękne, mimo wszystko gdy tak czytam i tak jak wy spoglądam, choć na ramieniu przysiadła mi papuga i powtarza brzydkie,złe,przesycone,przeostrzone
OdpowiedzUsuńchustka pisze po prostu ciekawiej
OdpowiedzUsuńi tylko tytułem podsumowania-przykro mi, że forma, że ta różnica między autorkami przesłoniła mi treść wpisu (naprawdę wyjątkową)-no ale nic nie poradzę, zgrzytnęło tak mocno,że chciałam o tym powiedzieć.
OdpowiedzUsuńwielką fanką pisania Chustki już raczej nie zostanę,za bardzo wiem co lubię, ale ciekawa jestem dalszej blogowej interakcji autorek, naprawdę nieczęste są takie perełki w sieci:)
Eeeeeeeeeeee tam.
OdpowiedzUsuńAle macie problemy.
Jedna i druga piszą ciekawie, z nerwem, z sensem, a porównywanie stylów i treści jest po prostu głupie - można mnie zlinczować, proszę bardzo, już się boję:)
Po cóż te porównawcze komentarze upubliczniać?
"To, że ktoś mówi o mnie dobrze nie czyni mnie lepszym.
To, że ktoś mówi o mnie źle nie czyni mnie gorszym.
Jestem tym, kim jestem".
Dla mnie obie są ciekawe przez swoją różnorodność - życia i pióra.
Pokazują nam siebie tylko tyle, ile chcą.
A ja lubię to czytać, bo lubię poznawać:)
Do osądów jednakoż mi daleko.
Mimo tego, że z Zimnem wirtualnie jestem już nieomal 10 lat - to kawał czasu, ale jeszcze nie beczka soli:)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńczy to że maja wspólnego bloga muszą pisać identycznie co do formy?
OdpowiedzUsuńsą inne, zimno kwiecisty język z wyrazami, które czasem trzeba sobie sprawdzić ;)Chustka krótko, zwięźle i od serca, tak ze sobą rozmawiają, i nie będą się cenzurować dla nas:)
No właśnie viki - ja czasem Zimno też ze Słownikiem Wyrazów Trudnych:D
OdpowiedzUsuńJakby nie patrzeć ubogacam się i rozwijam:)))
Napiszę tu, bo na fejsie mię nie ma - lubięto!:)
lubięto too:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńLubię tego bloga. Podoba mi się ten dwugłos. Różny. Gdyby był taki sam byłoby nudno.
OdpowiedzUsuńInnym z moich ulubionych to blog Magdy Umer i Andrzeja P. Też różnie piszą. Każde słowo - wydaje się ot, naszło ich w tej chwili. I każde ma swoje miejsce.
W wypowiedziach dziewczyn tak samo, KAŻDE słowo jest ważne. I czytanie sprawia radość i sprawia chwilę zadumy, a często uśmiechu - gdy słowo/wyrażenie strzeli celnością jak w olimpiadzie.
Pozdrawiam
dziękuję, Zimno i Chustka
OdpowiedzUsuńCzasem się zastanawiam, gdzie jestem. I ilu rzeczy uniknęłam. Cudem, zrządzeniem, przypadkiem... Chciałabym znów mieć 20 lat i poczucie, że mogę wszystko.
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze o znikaniu. Dwa słowa, bo dzisiaj z przyjaciółką podobny temat poruszyłyśmy. Kobiet około 50, kóre zaczynają proces znikania. I mam wrażnie, że wtedy to się właśnie zaczyna (abstrahując od choroby, bo inne znikanie mam na myśli). I do tego małe miasto, małe środowisko. Takie znikanie na zasadzie "bo mi nie wypada". Nie wypada pójść na aerobik, nie wypada samej wyskoczyć do spa, nie wypada zapisać się na kurs tańca,nie wypada usiąść na deptaku z kubkiem kawy i posiedzieć w słońcu. Ale ZAWSZE można liczyć, że ktoś życzliwy o tym przypomni. Koleżanka z pracy, sąsiadka, matka, mąż?I bardzo, ogromnie cieszą mnie wszelkie działania UTW lub innych organizacji pomagających odnaleźć się w tym trudnym czasie, żeby pozostać zauważonym. Ciągle człowiek jest młody ale ogranicza go środowisko, najbliższe najbardziej. Okrutne.
OdpowiedzUsuńI szlag trafia jak słyszę: nie wypada.
Aga
to nie znikanie.
OdpowiedzUsuńto chowanie się, które narzuca społeczeństwo.
tak czy inaczej - zgadzam się, to okrutne, że nie wypada.
Mam w dupie.
OdpowiedzUsuńTo co mi wypada.
Mam 50 z niewielkim hakiem, właśnie totalnie zmieniłam fryzurę, przebiłam uszy i kupuję piękne kolczyki:)
Nie, nie szaleję premenopauzalnie - po prostu ja już nic nie mam do stracenia. Ja już nic nie muszę - ja już tylko MOGĘ.
Nie będę epatować miniówą i gołym cycem - nigdy nie lubiłam i to nie ten czas, ale cieszę się każdym dniem, czuję się piękna, kobieca, zadbana, zmarszczek nie liczę.
Nie chowam się.
Nie zanikam.
Czuję się wewnętrznie stabilna, wiedząca, czego chcę, pełna nieznanej dotąd odwagi - czuję, że żyję.
I wszystko mi wypada - wszystko!
Tańczyć do białego rana, porywać do tańca facetów jeśli nie wpadną na pomysł, żeby mnie poprosić (nieźle tańczę, czasem się boją:)
Śmiać się w głos jak nastolatka i cieszyć się do imentu moim mężem, z którym jesteśmy przyjaciółmi dzielącymi wspólne pasje.
Fakt - mam młodszych o kilkanaście lat znajomych i przyjaciół.
Ja od nich czerpię pełnymi garściami.
Ja mam doświadczenie i to im daję, oni pokazują mi nowe światy, a ja chłonę, chłonę i dzięki temu nie stoję w miejscu!
Dziewczyny, te około 50 - błagam, nie dajcie się zepchnąć na margines! Bądźcie szczęśliwe, szukajcie pasji, szukajcie ludzi, nie bądźcie samotne! Dla mnie wspaniałą sprawą jest przenoszenie wirtualnych kontaktów do reala - coraz częściej mnie to spotyka. Poznaję ludzi - ubogacam się:)
I strasznie chciałabym poznać Chustkę - spędzić choć dwie godziny na pogaduchach, na sushi i bananach (bo to jej służy:). Bo mnie Chustka ciekawi do bólu:)
Jestem z małego miasta.
Nie dam się - nie dam!
Będę chodzić po górach, będę robić 60 km na rowerze z moim mężem, a jak mnie jakieś paskudztwo uwięzi w domu to będę siedzieć w necie i klepać w klawiaturę, żeby choć tak być z ludźmi, jeśli już inaczej się nie da.
Nie dajcie się.
Walczcie.
Łączmy się, koniecznie!
Każdy ma prawo żyć.
I nie ma, że nie wypada!!!
Przydługo, sorry. Musiałam:)))
=> Aga: na mój węch to, o czym piszesz ma ścisły związek z menopauzą. Kobieta, która zakończyła działania rozrodcze powinna się odsunąć i zrobić miejsce, zejść z widoku. Zostaje jej kuchnia, opieka nad wnukami i różaniec. To wypada.
OdpowiedzUsuńWidzę w tym jakąś wersję light indyjskich wdów, które golą głowy po śmierci męża i żyją z wyżebranych datków. Specyficzny klimacik tego, co jest „społecznie akceptowalne”.
Rzecz w tym, że pięćdziesiątka teraz to średnio licząc dopiero 2/3 życia a pięćdziesięcioletnie kobiety są młode, zdrowe i zadbane.
=> Dorothea: PIĘKNIE napisałaś! :)))))))))))))))))))))))))))))))))
zimno
Ja cieeee!
OdpowiedzUsuńZIMNO mnie pochwaliło!!!
Samo ZIMNO!!!
Idę się urżnąć:D:D:D
A ponadto - mam wnuka (4 lata)
Mam... różaniec:)
Mam kuchnię, będę po remoncie mieć jeszcze ładniejszą:)))
I mam jeszcze duuużo więcej.
No mam wszystko - póki co!:)))
(a jak mały woła na mnie STOSOWNIE, to się muszę tłumaczyć, gdzie ta babcia - za cholerę nie wyglądam:D:D:D)
=> Dorothea: kurde!
OdpowiedzUsuńbo się zapiekę w sobie i nie będę gadać! ;))))
wiec mówisz, że masz różaniec? ;)
kuchnię?
i WNUKA?
(o beret nie pytam przez wrodzone dobre wychowanie, o buacha cha cha ;)))) )
powiem tak - TEŻ CHCĘ, JAK TY. bo nie mam zamiaru się rozpływać, znikać, zlewać z tłem w burych beżach i spódnicach daleko za kolana.
powiedziałam :)
zimno
Ty się nie zlejesz, ja Cię znam 10 lat, nie ma opcji:)
OdpowiedzUsuńTy będziesz żyć na całość, nie usiedzisz w miejscu. I nigdy nie uwierz, że nie wypada! Zawsze wypada:)
Mały jest cudny. Szalejemy, śmiejemy się do rozpuku, gadamy, oglądamy bajki. I wcale nie często! Moje dzieci są mi bliskie, ale one mają swoje, dorosłe i ciekawe życie - i mały też ma swój świat, masz małe dzieci, przecież wiesz. Jestem tylko drobną częścią jego świata - póki co mogę się tm cieszyć, bo obowiązki żadne, a sama przyjemność:D
Ja mam mentalnie nie więcej niż 35 lat.
Naprawdę tak się czuję.
Dlatego czasem... zachowuję się niestosownie:D
No bo jakże to tak - śmiać się pełną gębą, cieszyć z pięknej jesieni, uczyć nowych rzeczy, kiedy wkoło już tylko gadanie o chorobach? Naiwność? Nie! Radość życia, po prostu!
Chorowanie znam, trzymało mnie kilkanaście lat.
Nawet mąż nie ma ze mną lekko - przeganiam, jak marudzi:D
Płaczę też.
Dla zdrowotności.
Nie jestem herosem, o nie.
Ale moja szklanka jest pełna.
Nie zawsze tak było.
Dlatego jej już nie opróżnię, nie oddam, nie uronię ani kropelki!
Z menpauzą? Być może. Swoje odrobione coż więcej można wymagać. No, możę żeby wnukami się opeikować bo przecież inaczej by się zanudziła. Mam inne przemyślenie. Za często zapomina się, że poza byciem żoną i matką, nadal pozostaje człowiekiem-jednostką rozdzielną. Z całym zasobem swoich marzeń i pasji. Że wtedy najczęściej nadchodzi pora, gdy ma czas na zrealizowanie ich do końca i bez pośpiechu oraz opcji wyboru co ważniejsze: rodzina czy ja. Bez poczucia winy(od wieków świetnie w nas pielęgnowane).
OdpowiedzUsuńAga.
Dorothea, wielki szacun :))))))))
OdpowiedzUsuńA wnuk może Ci mówić po imieniu, moje dzieci tak się zwracają do mnie. Mam imię, bardzo ładne zresztą i dlaczego nie mam go używać?:) Dzieci znajomych też się do mnie zwracają po imieniu, bo ciotką ich nie jestem. W Polsce albo jesteśmy Paniami/Panami albo ciociami/wujkami, teściowa też nie jest naszą mamą więc czemu tak się mamy do niej zwracać???? Używajmy imion, to nie brak szacunku, to po prostu nasza tożsamość.
Viki - po imieniu? A w życiu!:)
OdpowiedzUsuńNoszę swój "tytuł" radośnie, wbrew wszystkim, którzy się czują przez tenże postarzeni i unikają go jak ognia.
Albowiem ja się nie czuję - ani mi on niczego nie dokłada, ani nie ujmuje:)
Dorothea:)
OdpowiedzUsuńJa nie kazałam swoim dzieciom mówić mi po imieniu, tak samo wyszło, ale w sytuacjach zagrożenia,gdy coś boli, gdy się chcą przytulić mówią "mamuś":)Ja też nie mam problemu ze swoją metryczką,mówię ile mam lat, może dlatego, że wyglądam bardzo młodo :)Mentalnie jestem bardzo młoda,czasem aż za, i z bólem serca nie robię pewnych rzeczy, bo mi już mimo wszystko nie wypada .Mam świetny kontakt z moimi starszymi dziećmi i ich kumplami, więc siła rzeczy jestem na bieżąco z muzyką, książką, filmem i slangiem młodzieżowym:)Prowadzę otwarty dom, często nocują u mnie znajomi dzieci, z którymi nie raz , nie dwa przesiaduję przy fajnych rozmowach. Ja alergicznie nie lubię przy jakieś bliższej już znajomości tego dystansu jaki wywiera "paniowanie sobie" Kiedy moja starsza córka powiedziała ostatnio w restauracji do kelnera, "nie wiem co MAMA zamawia", to wywołała u niego szok:)Na wnuki jeszcze trochę poczekam, mam nadzieję że troszkę dłużej niż trochę, bo życzę moim dzieciom, by wykształciły się i użyły życia, by siedzenie w pieluchach było wymarzoną czynnością, nie skaraniem boskim:)))
Viki - paniałam:)
OdpowiedzUsuńA czego Ci nie wypada robić?
Z tym bólem serca?:)
Napisz, proszę:)
Uwielbiam tańczyć, często bywałam w klubach, głównie gejowskich, tańczyłam na podestach, w klatce tez mi się zdarzyło:))Wyglądałam zawsze na dużo młodszą, więc nie było drastycznej różnicy między mną a innymi tańczącymi.Lubię kluby gejowskie , bo tańcząc również z chłopcami, gejami nie jest się posądzoną o chęć wyrwania, nikt nie ocenia złośliwie wyglądu, nie obgaduje, luz i miła atmosfera.Chodziłam tam z byłym mężem(100% hetero hahahahah) i znajomymi, siostrą i jej mężem, było super. W zwykłym klubie, gdy bawisz się swobodnie, trochę można się narazić o posadzenie , że przyszłaś, by kogoś wyrwać, a różnica wieku niestety jest już widoczna i źle się z tym czuję.Oczywiście idąc w dużym gronie jest niby ok, ale to już nie to samo:/ Teraz gdy zmieniłam miejsce zamieszkania też czasem bywam w takim fajnym klubie, co nie zmienia faktu, że czując się mentalnie i fizycznie młoda, nie pasuję do takich miejsc. Lubię muzykę tę z moich czasów młodości i obecną Crystal Castles, Empire of the Sun, MGMT,The Pixies, The XX , ale w klubach jest młodzież, moje dzieci i ich znajomi:)Jedno co mogę powiedzieć, że wybawiłam się, tylko jeszcze by się chciało, nie narażając na śmieszność.Niestety zespoły gra i trąbi zespół Combi mnie nie kręcą:))
OdpowiedzUsuńDorothea czy mogę zostać PANI koleżanką ;-))).
OdpowiedzUsuńelw
=> viki: stare kobiety z Jeżyc zawiodły nas w zaskakujące rejony ;)))))
OdpowiedzUsuńzimno
=> zimno: stare kobiety z Jeżyc??? jesssu jeśli to jest to, co znalazłam w necie, to idę się zutylizować za "młodu" hahahhahaha:)
OdpowiedzUsuńbo przyznam się nie słyszałam nic więcej :)
założeniem twórczyń na pewno nie była rywalizacja, kto kogo i który styl lepszy. Dziwne, że tak to odbierają komentujący i ustawiają się w ogonku opowiadając za jedną lub za drugą, dowalając tej drugiej. Przykre.
OdpowiedzUsuńJa osobiście dziękuję za tego bloga i widzę przede wszystkim wspólny mianownik.
Elw - jak wywalisz PANIĄ z komentarza to się zastanowię:P
OdpowiedzUsuńZimno - nawet w bardzo zaskakujące;)))
Dorothea- dlaczego te miejsca są aż tak zaskakujące?:)
OdpowiedzUsuńDroga Dorothea jeśli mogę tak napisać, Ty po prostu skopałaś nam tyłki swoją energią i mega pozytywnym podejściem-taka babcia rakieta. I każdej Pani będę pokazywać co Ty tu napisałaś żeby czerpały wzór z Ciebie, że 50+ to jeszcze nie powód by robić się przeźroczystą, że trzeba dbać o siebie o swoją psychikę a przede wszystkim mieć pozytywne podejście-to zaraża. I liczę że ten twój optymizm przeleje się na Chustkę, bo ja jej mocno kibicuję, mało tego wszystkim "każę" jej kibicować, bo jak napisała Li na swoim blogu ja też mogę być następna.
OdpowiedzUsuńelw
Viki -.... bo tak!:)))
OdpowiedzUsuńElw - aż skopałam tyłki?
No nie strzymam!:)
Wiecie kobiety, dziewczyny, gdzie jest pies pogrzebany? Myślę że w tym, jak się widzi siebie samego. JAK SIĘ SIEBIE POSTRZEGA.
Ja nijak nie widzę siebie jako babci - to znaczy to nie jest pryzmat, przez jaki na siebie patrzę.
Jestem człowiekiem - to najważniejsze. To podstawowy wymiar mojego BYCIA.
Jestem kobietą! Uwielbiam nią być i zawsze nią będę - uwielbiam kobiecość ze wszystkim, co ze sobą niesie - od emocjonalności, zdolności do empatii, wielkiej słabości i ogromnej siły po fatałaszki, kolczyki, żarty do łez i poważne długie rozmowy... niekiedy ratujące życie lub zdrowie. Mnie lub innym...
Jestem żoną. Lubię być żoną! Naprawdę lubię, choć ten proceder trwa już długo:)))
I jakoś nie umiem się tym znudzić i nie mam ochoty na zmianę modelu:D Ale lubię się droczyć z mężczyznami nie będącymi moim mężem, lubię ich drażnić i im dokuczać:D
Jestem matką. Od wielu lat, w wielu wymiarach macierzyństwa. To najpiękniejsze i najboleśniejsze doświadczenie mojego życia. Nie oddałabym tego doświadczenia za nic.
No i jestem babcią. Zobaczcie, gdzie jest babcia! Babcia jest na końcu, ona jest, ja nią jestem - ale nie ona o mnie stanowi, nigdy w życiu!
Najgłębiej, najmocniej jestem człowiekiem i kobietą. To mnie stanowi. Kochającą i kochaną. Śmiejącą się i płaczącą. Pasjonatką do bólu, do imentu, do końca. Jedną z moich największych pasji są ludzie - i ich poznawanie. Nie KOLEKCJONOWANIE - poznawanie, jak najgłębsze, na ile pozwolą...
Największej życiowej pasji nie zdradzę - kto chce niech szuka na moim blogu, może znajdzie:) Bo wcale nie jet nią to, co widać tam na pierwszy rzut oka:D
Można mieć dwadzieścia lat i być starcem.
Można mieć osiemdziesiąt i być młodym człowiekiem.
Młodość lub starość ma się w głowie, w postrzeganiu siebie. W identyfikacji z tym, kim się najgłębiej jest (człowiek, kobieta, mężczyzna) - bądź z rolą, którą się w życiu pełni (ojciec, matka, babcia).
Na koniec coś Wam opowiem.
Urodził się córkowy mały. Miał może tydzień.
I nasz pierwszy seks po urodzeniu wnuka:)
Mówię mężowi:
- Ty, z babcią jeszcze tego nie robiłeś!
- O cholera, toż to perwersja!
Rechot nas obojga niósł się długo i daleko:)))
eh ten sex z babcią ;-))))
OdpowiedzUsuńhmmmmm ale smaka mi narobiłaś ;-)))
boszzzzeee co ja tu wypisuję, mam 3 latka i 10-latka.....ale cholernie kręcą mnie kobiety....nie, nie jestem lesbijką.
Kobiety....10 lat spędziłam w PKP jako pasażer, najpierw szkoła potem praca i tak dzień w dzień patrzyłam. I największą uwagę przyciągały kobiety, które mają zmarszczki, te urocze kurze łapki, te od uśmiechu. Patrzyłam jak starannie nakładają podkład dobrany do ich cery, jak mają starannie wyregulowane brwi, pomalowane paznokcie delikatne kolczyki, nie widziałam ich reklamówek z biedronki w których miały swoje zakupy, wałeczki na brzuchu, i inne "wiekowe mankamenty" i szukałam siebie, jaka ja będę,którą z nich....i szukam dalej i chyba wybrałam sobie Ciebie ;-)))
Mogę ?
elw
Dorothea- ok, chociaż ja Tobie nie odpowiedziałam " bo tak ",nieładnie
OdpowiedzUsuńJak najbardziej zgadzam się z Tobą, że wszystko zależy od tego jak się czujemy sami ze sobą.Mam koleżanki-rówiesniczki babcie mentalne i fizyczne.Ich psyche bardzo mocno wpłynęło na ich wygląd zewnętrzny, na ich aspiracje. One już umarły za życia. Ja również czuję się człowiekiem, matką, a potem kobietą, w tej właśnie kolejności. Miało na to wpływ moje życie z mężczyznami, dwoma tylko:)Bardzo żałuję, że nie jestem żoną, bo z natury jestem monogamiczna i bardzo dla mnie dużo znaczy rodzina, dom, uczucia. Nie udało się i to 2 razy, boleję nad tym, że nie miałam tyle szczęścia, ale wybrałam obecne życie dlatego, że jest mi w nim lepiej, jestem wolna, mam szacunek dla siebie samej. Wiem, że już nigdy nie wyjdę za maż, a nawet nie zwiążę się z nikim.Jestem szczęśliwa sama ze sobą, mam wspaniałe dzieci ,wielu przyjaciół, pracę która pozwala mi poznawać ciągle nowych ludzi.Lubię to, bo jestem ich ciekawa, lubię się od nich uczyć. Swoim wiekiem się szczycę, żałosne są dla mnie kobiety, które głupawo się krygują ukrywając wiek. Nie jestem babcią i jak pisałam wyżej, póki co cieszę się z tego, ale nie ze względu na słowo "babcia" . Zresztą miałam ostatnio poważną rozmowę z moją córka, która studiuje obecnie zagranicą i od roku jest w związku z tamtejszym tubylcem. Mimo, że ona nie dopuszcza nawet myśli o ciąży, to ja jej zapowiedziałam, że jakby co to urodzi to moje wnuczątko i ja je pomogę wychować.
Zgadzam się, że młodość lub starość ma się w głowie.Jestem osobą bardzo pogodną, wesołą, towarzyską a w mojej głowie jest młodość:) Mimo wszystko są pewne granice związane z wiekiem i nie tylko to, że głupio być najstarszą na parkiecie, również ubiór mimo wszystko daje ograniczenia, niestety nie które kobiety tego nie wiedzą ;/
Elw - ależ bardzo proszę:)
OdpowiedzUsuńViki - jeśli jesteś pogodna i wesoła to zakładam, że masz poczucie humoru i weźmiesz na klatę moje "bo tak":D
Dorothea- pytałam, bo nie wiem czy zaskakujące jest, że bawiłam się w gejowie, czy zaskakujące są te miejsca gdzie bywają starsze kobiety z Jeżowa, o których nic nie wiem. Moja pogoda ducha nie ma tu nic wspólnego, bo nie wiem z czego się z zimno śmiejecie.
OdpowiedzUsuń=> viki: pierwsza część mojego tekstu, ta o starych kobietach, jest o kobietach z Jeżyc. to dzielnica Poznania (Jeżycjada, Musierowicz, etc.), nic prześmiewczego.
OdpowiedzUsuńmiałam wrażenie, że tutejsze komentarze mogą dotyczyć tekstu Chustki i mojego, stąd konstatacja, że kobiety z Jeżyc zawiodły nas dość daleko.
poniekąd cofam tezę, że tutejsze komentarze dotyczą tekstu ;)))))))))))))))))))
powiem tak - kameralnie jest.
=> Dorothea: dałaś czadu!
szacun, kobieto!
=> valyo: :)))))))))))))))))) mhm!
zimno
Viki - starsze kobiety z Jeżyc to po prostu kobiety, o których w pierwszej części posta pisze Zimno.
OdpowiedzUsuńI jej okraszona emotikonami pointa - gdzie nas one doprowadziły - czyli jaką trajektorię obrała ta dyskusja - nie jest śmianiem się, lecz puszczeniem oczka:)
Niczego więcej o starszych kobietach z Jeżyc w tym poście nie ma.
Zaczęło się zatem od starszych kobiet z Jeżyc, a skończyło na tańcach w klatkach i na podestach:)
Przyznasz, że dyskusja potoczyła się w nietypowym kierunku?
Zimno - trafiłam?:)
=> Dorothea: mhm
OdpowiedzUsuń(waham się, czy użyć nawiasów i średników.
nie, nie użyję)
z.
Jak dla mnie możesz używać wszystkiego - czytam Cię już tyle lat i wyczuwam:)
OdpowiedzUsuńI rzeczywiście jest kameralnie, pozwalam sobie, swego czasu dość często opowiadałam o perwersyjnym seksie z babcią w realu, więc czemu nie tu:)))
=> zimno, uff.... bo jak wrzuciłam w google stare kobiety z Jeżowa, to mnie zatkało co wyskoczyło:)
OdpowiedzUsuńW Poznaniu byłam kilka razy, ale dzielnic nie jarzę:) teraz wszystko jasne, a dyskusja rzeczywiście zmieniła nieco tor :)
ok, dałam dupy po całości i bez przyjemności :))))
OdpowiedzUsuńChyba muszę się UKRYĆ.
OdpowiedzUsuńNa moim blogu bezruch tak w postach, jak i w komentarzach - a oglądalność mi wzrosła:)
Poszli ludziska podglądać... perwersyjną babcię:D
=> Dorothea: przez „czadu” miałam na myśli tylko poniekąd posuwanie babci ;)
OdpowiedzUsuńczadu – to był cały Twój tekst - jeden i drugi i trzeci. apoteoza dojrzałego wieku. po bandzie to napisałaś i – powtarzam – też tak chcę.
(w tym miejscu pozdrawiam milczących obserwatorów naszych dialogów, którzy biegle posługują się wyszukiwarką i migusiem zlokalizowali Dorotheę
uściski!)
=> viki: eee tam, miałam wrażenie, że Jeżyce nie są hermetyczne, bo już w jednym z pierwszych komentarzy pod notką Basia zdemaskowała dzielnicę
mówisz, że w ogóle nie było przyjemnie? ;)))))
z.
=> zimno, rozmowa z Dorothea była tak zajmująca i przyjemna, że zapomniałam o tej demaskacji kilka pięter nad naszymi notkami:)
OdpowiedzUsuńmoje googlowanie (bossshe to było straszne) i konsternacja jakby ździebko mniej :)))
=> viki: anonse-mamuśki-Jeżów?
OdpowiedzUsuńdojrzałe-sex-mamuśki?
czyżbyś guglała te linki? ;)
z.
Apoteoza...
OdpowiedzUsuńTrajektoria...
Homeostaza!
Jasne, że wiem, że ten czad to poniekąd - ależ jasne:)
Nie masz pojęcia, drogie Zimno, jak przyjemnie móc sobie znów z Tobą pogadać:)
=> Dorothea: mi też!
OdpowiedzUsuńchociaż, zdaje się, nieco tu trollujemy. jeżeli trollowaniem jest rozmowa ad personam a nie ad rem ;)
z.
W takim razie Ty kalasz własne gniazdo, ja kalam Twoje i Chustki (mniejsze zło;), jutro Chustka zrobi z nami porządek:D:D:D
OdpowiedzUsuń=> zimno, taaaaaak :))))))))
OdpowiedzUsuńprzeczytałam wasze komentarze i.... rozumiesz, że nie do śmiechu w końcu mi się zrobiło hahahahahaha
ja również cieszę się, że mamy Cię on line, jak za dobrych czasów u Ciebie na blogu:)
=> Dorothea: Chustka dziś jest poza kompem, więc ... możemy sobie bezkarnie kadzić, hi hi ;)
OdpowiedzUsuńz.
jest późno, w komciach tylko nasza trójka, khekh, khekh, więc powiem Wam w zaufaniu, że już nie lubię mojego bloga na blog.pl
OdpowiedzUsuńblog bez moderacji komentarzy to w tak zwanych dzisiejszych czasach pomyłka
pracuję nad nową wersją na bloggerze
tu on będzie: http://zimnoblog.blogspot.com/, tam się da rozmawiać. zresztą – tu przecież w końcu też ;)))))
z.
No jasny gwint polazłam i ja wygooglać te mamuśki.
OdpowiedzUsuńZgon!
Powoli odpływam, tydzień był intensywny - i nadal nie pojmuję, skąd Ty Zimno masz ciągle tyle sił na nielaty, na życie codzienne, na pracę - na wszystko.
Cyborg na superhipreturbodoładowaniu:)
Egzemplarz unikatowy:D
Czy można Twoje nowe miejsce ujawnić?
OdpowiedzUsuńDodałabym Cię do linków - z przyjemnością:)
=> Dorothea: chodzi o to, że cyborg, bo mimo nocnej pory wyguglałam mamuśki? ;)))))
OdpowiedzUsuńten tego…
dziewczyno, nie mogę iść spać, bo SŁABOMI!
z.
=> Dorothea: pewnie!
OdpowiedzUsuńNieee, to bez związku!
OdpowiedzUsuńmasz niespożyte siły, głowę pełną pomysłów, mało śpisz.
To stąd ten cyborg:D
Strzel sobie łyczek czegoś procentowo orzeźwiającego, będziesz spać jak dziecko:)))
=> Dorothea: wiesz, ekspresem zasypiam, tylko że szkodaczasunasen (założę się, że znasz to zjawisko)
OdpowiedzUsuńale skoro już radzisz głębszego, to …
;))))
z.
=> zimno, superrrrrrrrrr:)
OdpowiedzUsuńbo blog bez możliwości rozmowy z Tobą i z nietrollami bezcenny:)kiedyś mi podawałaś tajnego linka do pewnego bloga, pamiętasz ?:)))
=>Dorothea, ja też zaliczyłam psychicznego zgona, potem jeszcze Ty mi nie chciałaś odpowiedzieć, więc miałam już skojarzenia, podesty-klatki-starsza babka( w sensie -ja)- sex anonse- manowce
dobrze, że serce mam zdrowe :)))
a swoją drogą, trolle zdechły? nikt nam jeszcze nie dowalił?
szok i czad zarazem hahahahha
szkoda czasu na sen, też tak uważam i sypiam 4-5 h na dobę
OdpowiedzUsuńa ja właśnie nalałam sobie Porto:)dokładnie teraz otworzyłam buteleczkę mniammmmm,a tu... Wy o tym piszecie :)
Telepatia:)
=> viki: tajny blog szybko zdechł, ale muszę wykorzystać gdzieś tamte teksty
OdpowiedzUsuńa trolle – rzeczywiście. pomór.
pewnie przez to, że przez tydzień nie opublikowałyśmy tu z Chustką nic
metoda na trolla – nie pisać ;)))
(babcia z butelką szampana - bez klatki! - jest moją faworytką. widziałyście ją?)
;)))
z.
Viki - no pasmo skojarzeń miałaś powalające:)))
OdpowiedzUsuńRzeczywiście poszło nietypową trajektorią - w Twoim myśleniu:D
Trolle Zimno wytłukuje na bieżąco:)))
A my tu świeczuszki, winko/piwko/Metaxa - według upodobań:)
I nareszcie błogosławiony luuuz - nareszcie!
Zimno - bo pawia puszczę!
OdpowiedzUsuńNa babcie polazłam natentychmiast - w końcu to moje rewiry:)
Okropieństwo i perwersja nie do pojęcia.
nie ma żadnego trolla! słowo! trollom amputuję tylko treść, fakt wrzucenia komcia zostaje.
OdpowiedzUsuńposzły, zdechły, nie ma.
idę po wino :)
z.
=> zimno, chcę zapomnieć, muszę się napić, żeby się udało :)))))
OdpowiedzUsuńok, świeczki też już u mnie się palą
ale imprezka hahahahahahha
dziewczyny, małoletni mówią na to teraz „niezłe obrycie” czy jakoś ;)
OdpowiedzUsuńobrycie jest nie byle jakie, fakt, ale poza wszystkim to jednak mocno smutne, „zboczone babcie” wystawiają się, jak w gablotkach, a przecież wiele z nich zwyczajnie szuka bliskości, seksu, którego nie mają, bo mąż się zestarzał i zniechęcił albo umarł
(będę ryczeć, słowo ;))) )
z.
kurczę, jeszcze dużo nie wypiłyśmy, więc spoko zimno, jeszcze nie ryczymy:)
OdpowiedzUsuńchciałam koleżankom przypomnieć, że my świetlaną starość sobie wróżymy, bo my macz młode som:)
siedzieć w gablotkach to albo perwersja, albo desperacja kobiet, które uważają, że nie mają nic do stracenia , tak czy siak smutne
=> zimno, moja faworytka to ruda kasiasta wdowa, która nie boi się wymagać od czystych hahahahahahahah
Smutne, wiem.
OdpowiedzUsuńAle do bliskości nie tędy droga...
To jakby tonący brzytwy się chwytał.
Wasze zdrowie żywcem!
Znaczy żywcem piję:)
Na mocniejsze trunki dla mnie za późno - nie zasnę po nich.
Czemu będziesz ryczeć?
Viki - no wrzuć na luz, już Ci nikt niczego nie pamięta, a Ty dalej pamiętasz sobie:)
Nie przejmuj się NICZYM!
=>Dorothea, tym razem Ty nie zrozumiałaś hahahahaha
OdpowiedzUsuńzimno pytała czy widziałyśmy panią z butelką szampna, a ja na to, że chcę zapomnieć:)))))))))
no ryczeć, bo mi po północy smutno wobec desperacji pań z jeżowa
OdpowiedzUsuń(empatyczna jestem, kurcze)
bo czy to nie smutne? że jednak się schwyciły tego cienkiego ostrza? ze zrobiły zdjęcie w wielkich szarych majtach? w opuszczonym, rozlazłym biustonoszu? że pamięć cyfrowa nie odmówiła współpracy? że te jotpegi dały się zalinkować?
naprawdę nie kpię, naprawdę mi smutno
z.
=> zimno, nam jest smutno, ale im... nie jestem pewna
OdpowiedzUsuńa widziałyście film dokumentalny na HBO "Darling I love You" ? To dopiero było smutne i śmieszne jednocześnie
Wierzę Ci...
OdpowiedzUsuńJeżów jest piękny (mam stosunkowo blisko), ale życie tam chyba nie tętni, niestety.
Ja nie widziałam.
OdpowiedzUsuńJestem nietelewizyjna.
Jeśli już to wyselekcjonowane DVD.
TV nie trawię.
Wolę czytać - nic mi się do czaszki bez mojej woli nie sypie, mam czas na analizę porównawczą.
I jestem zdrowsza bez tego bombardowania hardcorowymi bodźcami:)
nie widziałam filmu, ale – te majty, te sprane staniki, ta estetyka odwrotna, to nawet nie chodzi o dotknięte czasem ciała, ale o ich podanie, jak w perwersyjnym sklepie mięso/wędliny
OdpowiedzUsuńtakie rzeczy się robi na trzeźwo?
czy w amoku?
w jakiejś czarnej ostateczności?
rozumiecie – w beznadziei?
idę to przespać :)
dobranoc, kuleżanki!
miło było :))))))))))))))))
z.
Ja też schodzę do parteru.
OdpowiedzUsuńDobrej nocy!
miło było:)
OdpowiedzUsuńDobrej nocki:)
papa
OdpowiedzUsuń(w zastępstwie trolli)