wtorek, 25 października 2011

9. O urzędzie.

Scena miała w sobie dramaturgiczną dynamikę.
Mężczyzna podszedł do obszernej szafy nabitej nieładem papierów.
Z westchnieniem wyjął ze środka pięć albo sześć chudych teczek.
Siedziałam w sąsiednim pomieszczeniu na twardym zydlu dla petentów. Przez otwarte drzwi miałam wgląd we wnętrza pomieszczeń sąsiadujących z biurem obsługi klienta.
Mężczyzna, pulchny trzydziestoparolatek w workowatych dżinsach i zbyt dopasowanym swetrze z ociąganiem przeniósł stosik dokumentów na blat biurka. Szare teczki spadły na mebel z cichym furkotem tekturowych skrzydeł.
Mężczyzna wsparł się o ramę biurowego krzesła. Przez długie minuty stał i patrzył niewidzącym wzrokiem przed siebie.
Teczki, pusty blat biurka, włączony komputer, zrezygnowany urzędnik.
Jeżeli ta firma działa od ósmej, to zaczynała się właśnie druga godzina długiego dnia pracy. Kawa wypita, po kanapkach tylko ścieżki okruchów na linoleum.
Mężczyzna ciężko opadł na skórzane siedzisko. Omiótł smutnym wzrokiem chude teczki, migoczący monitor. Głośno wciągnął powietrze.
Weryfikacja mojego przypadku przez obsługę klienta przeciągała się niemiłosiernie.
Mężczyzna z sąsiedniego pokoju zaplótł ręce na biurku, na wydatnym brzuchu w opiętym swetrze.
- Dzisiaj nic się nie da zrobić. – dyżurujący w obsłudze klienta przemówił do mnie matowym tonem z wysokości swego miejsca.
Głowa mężczyzny z pokoju obok z ulgą zaparkowała na splecionych rękach.
Jeszcze chwila i ulgę przyniesie mu sen. Spokojnych snów, zmęczony urzędniku. Niech ci RMF FM zagra pięknie z parapetu.
- Dzwonić w tygodniu albo czekać na telefon. – sucho poinstruował mnie odpowiedzialny za obsługę klienta.
Zebrałam fałdy spódnicy, dwie rękawiczki, torebkę.
Do widzenia, do zobaczenia urzędzie.
Śpijcie spokojnie.


Na palcach wyszłam na zewnątrz.


_______________________________________________


jak mawia powiedzenie: pierwsza praca urzędnika - nalać wody do czajnika.
do nudnej pracy, którą będzie się wykonywało z ociąganiem, niemalże prowadząc włoski strajk, trzeba wiele dobrej woli.
tak.
trzeba dużo dobrej woli, żeby mieć złą wolę.

decyzja o wyborze pracy w urzędzie jest związana z osobowością (zakładam, że wszyscy mamy wolny wybór i nie idziemy do pracy tam, gdzie najłatwiej załapać się do roboty, tylko tam, gdzie chcemy).

za każdym razem, gdy idę do urzędu, zakładam, że spotkam typowego pracownika.
muszę przyznać, że często przyjemnie się rozczarowuję - napotykam na ludzi, którzy są bezsilni wobec maszyny, ale starają się pomóc.

myślę, że głównym problemem urzędników jest brak szkoleń, brak wyznaczonych celów, brak klarownych algorytmów działania.
och.
marzyłabym o kołczingu urzędasów.
co za bezkresny ugór do zaorania i obsiania!


30 komentarzy:

  1. ciekawy punkt widzenia,
    ba ciekawy i prawdziwy za razem.
    Jedno tylko się nie zgadza - nie każdy urzędnik jest urzędnikiem z powołania, Ja nie jestem.
    Niestety nie udało mi się znaleźć pracy tam gdzie chciałam. Nie robię tego o czym marzę.
    Ale za coś muszę żyć, dlatego w 2 lata po skończeniu studiów pracuję w urzędzie na umowę zlecenie, wiążąc koniec z końcem i marząc o lepszym jutrze.
    Ta praca i miejsce ma wiele wad ale ma jedną podstawową dla mnie zaletę - wynagrodzenie.
    Nie każdy ma tyle szczęścia co autorka tej notki.

    OdpowiedzUsuń
  2. => Anonimowy: autorki są w istocie dwie.
    jakby ;)




    z.

    OdpowiedzUsuń
  3. urzędy, tony papierów, papierasów, c z e k a n i e
    odsyłanie, marazm, jakieś przepisiny, pogaduchy, szepty, ksero-flesze, bezduszność ... trzeba mieć charakter żeby to wytrzymać. I pytanko - czy nauczyciel to też urzędnik?

    OdpowiedzUsuń
  4. o Hesssus ten śmietnik mnie prześladuje, chyba ///

    OdpowiedzUsuń
  5. => valyo: a może to na monitorze masz nalot? ;)



    z.

    OdpowiedzUsuń
  6. valyo> i kawy. i kanapki z pomidorem.

    OdpowiedzUsuń
  7. no nie mam i nić nie piłam ;)) tylko sie nie znam na tych ustrojstwach blogowych. Oraz zawsze jestem zaniepokojona, gdy ja mam, a inni nie.

    OdpowiedzUsuń
  8. do chustki > ))))))))))))) ale tylko czasami i ciut, ciut

    OdpowiedzUsuń
  9. to co mnie najbardziej meczy w polskich urzedach, to urzednik pan zycia i smierci od ktorego dobrej lub zlej woli zalezy moj los;
    wydaje mi sie, ze brakuje procedur, siezek postepowania, ktore mowia, ze jak pan X chce zalatwic sprawe Y to musi wypelnic forme a/nascie oraz zalaczyc dokumenty: a, be i ce; tysiace razy wydawalo mi sie, ze sprawa jest juz zalatwiona, ale trafialam na jakas inna pania i sie okazywalo, ze poprzednia pani nie ma racji: teraz ma racje pani obecna
    spotkalam bardzo wielu milych, zyczliwych, pelnych dobrej woli i uprzejmych tyle tylko, ze np. wydanie numeru PESEL dla dziecka lub meldunek dla tegoz w moim wlasnym (!!!) mieszkaniu nie powinno zalezec od czyjejs dobrej woli tylko kompetentnego zalatwienia sprawy;
    nie wspomne juz o tym, ze mozna by korzystac z internetu jako formy przesylania podan, dokumentow itd, wszystkim byloby latwiej: mniejszy scisk w biurach a i petenci mniej umeczeni;

    OdpowiedzUsuń
  10. valyo> nie, nauczyciel to nie urzędnik. to osobna kategoria.
    o tym też będzie.
    w swoim czasie.

    OdpowiedzUsuń
  11. hahahah - z tym czajnikiem. przyznaję się, pracowałam w debilnej pracy za długo, nie był to jednak urząd. jest coś takiego jak syndrom hiszpańskiego krzesełka. trudno z takiej pracy uciec. teraz jestem ze swojego zarobkowania b. zadowolona. odpadło również coś, co powoduje gęsią skórkę tzw. życie biurowe (jedna pani drugiej pani :D

    jednego urzędu nienawidzę i się boję :-) urzad skarbowy. w tym roku oświeciło mnie pod koniec lipca, że chyba kurczę US mojego zeznania podatkowego nie ma (bo spodziewany zwrot nadpłaty nie nadchodził jakoś). gapa jestem, tak wysyłałam PIT via net, że nie doszedł. miłe rozczarowanie. kary nie było, nadpłata przyszła. uffff :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Pierwsza wyprawa do urzędu w Warszawie - idę nastawiona na horror, na nic nie załatwienie i jeszcze dostanie słowami po łbie. Szok. Uśmiech, miłe wytłumaczenie, sprawdzenie, czy wszystko dobrze wypełnione, bach i po sprawie. A ja oniemiała. Z pozytywnego wrażenia. Przetestowałam tak urząd dzielnicy razy kilka, oddział zdm w owym, urząd innej dzielnicy razy kilka, jakieś wydziały w centrum, nawet urząd skarbowy i krajowy rejestr sądowy. Wszędzie szok. Szok. Szok. Na przestrzeni kilku lat zawsze git.
    Główna siedziba ZDM - o kurcze... Szok! Ci to chyba utknęli w innej epoce i traktują petenta jak potencjalnego przestępcę. Kontakt z urzędnikiem tylko telefoniczny, papierek złożyć u pani w okienku i łaskawie czekać. A jak człowiek nieobyty z procedurami i nie wie co należy złożyć, aby uzyskać to i to, to prędzej się dowie jak skorzysta na miejscu z internetu w komórce niż zapyta na miejscu ludzi tam pracujących. Ci tylko odsyłają od numeru telefonu do numeru telefonu tak, że w sumie nic nie wiadomo. Ale przynajmniej człowiek się nie nabiega od pokoju do pokoju ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. "decyzja o wyborze pracy w urzędzie jest związana z osobowością (zakładam, że wszyscy mamy wolny wybór i nie idziemy do pracy tam, gdzie najłatwiej załapać się do roboty, tylko tam, gdzie chcemy)"

    tam gdzie chciałam nie było dla mnie miejsca, poszłam tam gdzie mnie chcieli. I już nie idealizuję i staram się nie oceniać. Spotkałam fajnych i sympatycznych urzędników na swojej drodze. W większości ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A mi wydaje się że dużo zmieniło się na lepsze w urzędach. Niestety mentalnośc ludzi i pewne przyzwyczajenia pozostają jednak nadal. Sama jestem urzędnikiem i nigdy nie przyszłoby mi do głowy żeby potraktować z góry petenta (chociaż brzydko tak o nich mówić). Osobiście uważam że to jak odbierają ciebie ludzie zależy przede wszystkim od samego ciebie. Wystarczy trochę uśmiechu pozytywnej energii i nawet jeśli czegoś nie jesteśmy w stanie zrobić dla interesanta to proszę mi uwierzyć że nie wyjdzie on z urzędu z poczuciem zrezygnowania.

    OdpowiedzUsuń
  15. staram się zawsze zaskoczyć przeciwnika: wpadam z uśmiechem jakbym była spóźniona na umówione spotkania, od razu wyłuszczam sprawę nie dając dojść do głosu. po chwili mówię: oj, zapomniałam, dzień dobry, prawda że ładny dziś? czasem coś upuszczę, jestem taka słodka, że zaraz chcą mi pomóc a jeśli patrzą się na mnie jak na idiotkę to uśmiecham się szerzej, komplementuję żmiję, dopieszczam...tak, być w urzędzie to wyższa psychologia ;)i szkoła przetrwania.

    OdpowiedzUsuń
  16. Na naszym blogu, mój mąż kiedyś tak wypunktował sprawy urzędnicze w Polsce (i porównał do szwajcarskiej biurokracji):

    http://przetrwacwzhch.blogspot.com/2011/02/biurokracja-po-polsku-i-po-szwajcarsku.html

    OdpowiedzUsuń
  17. urzędy i urzędnicy są tacy dlatego, ponieważ zmusza ich do tego mnogość przepisów, często sprzecznych ze sobą, rozmydlona odpowiedzialność za decyzje (zbyt wielu pośredników podczas załatwiania jednej sprawy) oraz UKŁADY.
    kto rządzi, tego urzędy.
    nie liczy się kompetencja, bystrość i sprawność, ale czy popierasz kogo trzeba i czy ten ktoś popiera ciebie.

    a pracę bierze się taką, jaka się nawinie. rzeczywistość skrzeczy.
    albo robi się to, co się lubi w ramach działalności gospodarczej, co jest trudniejsze od posady na urzędzie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Mnogość przepisów nie może być powodem takiego zachowania. Dotyka ona nie tylko urzędników. Ta mnogość.
    Będę się upierała, że często są to powtarzalne zachowania podpatrzone od koleżanki zza biurka. Bywa i straszej urzędowo. A zbyt często jest to brak kultury oraz: skoro ja mogę to załatwić to pogramy na moich zasadach a jako urzędnik zawsze mam czas. I już.
    Nie wiem czy z sensem bo gorączką mię trawi, ale może myśl udało się przemycić.
    I także zauważam, że urzędy się zmiieniają i zaczynają przybierać ludzką twarz.
    Aga.

    OdpowiedzUsuń
  19. normalnie Anton Czechow się kłania, zwłaszcza Śmierć urzędnika))))

    OdpowiedzUsuń
  20. "decyzja o wyborze pracy w urzędzie jest związana z osobowością"

    Częściej jest jednak bezpiecznym punktem startowym, miejscem zbierania pierwszych zawodowych doświadczeń, trampoliną dla zawodowego c.d.n.
    Osobowość zaczyna być kluczowa, gdy strach przed zmianą paraliżuje, a c.d. staje się zaparowanym marzeniem.


    zorka

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie każdy urodził się z osobowością, która pozwoli mu na zostanie Prezesem.
    A kategoryzowanie ludzi na podstawie środowiska zawodowego, z którego się wywodzą, uważam za krzywdzące.
    Generalnie jestem przeciwniczką wszelkich uogólnień.
    Tak, urzędy to chora instytucja, zainfekowana od środka, na szczęście proces leczenia jest w toku, tak myślę.
    To byłam ja, leniwy i głupi urzędnik, pozbawiony ambicji, na dodatek z mierną osobowością.

    OdpowiedzUsuń
  22. a mnie częśc pierwsza jakoś tak pod styl Bułhakowa podpada:) super:) sisi

    OdpowiedzUsuń
  23. A ja bym wypowiedzeniem zamachała przed sennym wzrokiem!!~!! Wigoru by nabrał raz - dwa. i tak co tydzień z samego rana od poniedziałku..........jeszce przed nalaniem wody do czajnika!!!!

    Pozdrawiam Patti

    OdpowiedzUsuń
  24. Chustka !! jak o belfrach zaczniesz notkę to nie tęcze za siebie!!! Płachtę na byka rzucisz ....tzn. byk to ja:)))) temat w którym dostaję białej, gorączki i toczę pianę !!! Może być ciekawie, raczki zacieram:)))
    Patti Pozdrawiam po raz drugi!

    OdpowiedzUsuń
  25. Zastanawia mnie coś takiego. Czy bycie urzędasem (a zniekształcę sobie, co tam) może być z zamiłowania czy to w 99% czcza konieczność, "biorę pracę, która się nawinie". Jakie jest Wasze zdanie? Bo w "osobowość księgowego" jestem w stanie uwierzyć, w ulubienie cyferek, ale w przyjemność przekładania papierków? ojjj, nie.

    OdpowiedzUsuń
  26. zawodowo ostatnio dość często bywam w urzędach (zwanych organami). zawsze mnie zdumiewa jak ci urzędnicy mają czysto i pusto na biurkach. za każdym razem mną to wstrząsa!
    ale przyznaję, że sami urzędnicy są coraz milsi i zdarza się, że się na swój sposób zaprzyjaźniamy, mimo że stoimy po dwóch stronach barykady :)

    OdpowiedzUsuń
  27. aha, czyli że jest czas - dużo wolnego czasu - by bić pianę o urzędnikach.
    podziwiam.

    k.

    OdpowiedzUsuń
  28. Urzędników ograniczają procedury narzucone często przez resort. Bywa, że procedury są ważniejsze niż przepis i wtedy trudno uzyskać pomoc jaka się należy i jaka jest potrzebna.Nie wszystkie sprawy dadzą się zaszufladkować i ując postępowaniem wynikającym z procedury. Urzędnicze klapy na oczach bywają tragiczne w skutkach, ale nie liczy się człowiek tylko przepis. Oto Polska właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  29. "decyzja o wyborze pracy w urzędzie jest związana z osobowością (zakładam, że wszyscy mamy wolny wybór i nie idziemy do pracy tam, gdzie najłatwiej załapać się do roboty, tylko tam, gdzie chcemy"
    czy kiedykolwiek próbowałaś aplikowac do urzędu?
    najwyraźniej nie, bo akurat tam nepotyzm siega zenitu.
    próbowałaś troszkę wnikliwiej przeanalizowac dzisiejszy rynek pracy, wychodząc choc na krok ze swojej małej rutynowej życiowej klatki?
    najwyraźniej nie, bo bezrobocie sie szerzy i wiele osob, tutaj głównie mam na myśli młodych, próbuje się "załapac" gdziekolwiek, byleby zdobyc jakiekolwiek doświadczenie, a akurat urząd i wiele jego referatów, gdzie niekoniecznie pije się tylko kawkę, może stanowic swietną trampolinę do dalszego rozwoju(głownie urzędy skarbowe).

    OdpowiedzUsuń
  30. och, och, ależ o co tyle hałasu? w kraju na Wisłą urzędy są fantastycznie zorganizowanymi instytucjami z przemiłymi i pomocnymi ludźmi. przepisy mamy często kretyńskie, ale to i tak pestka wobec norweskiego El dorado... uwielbiam tu przyjeżdżać, żeby coś załatwić, jeszcze się nie zawiodłam. W Norge pani na policji powiedziała mi kiedyś, że moja spawa będzie załatwiona za dwa miesiące, bo ona teraz jedzie na tydzień na wakacje, a jak wróci, to będzie miała tyle nagromadzonej pracy, że wcześnie nie ma mowy... ale chociaż była miła, a to się tam nie często zdarza... a czy pracownicy korporacji są żwawi? czy tylko pobudzeni przez targety? ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń